środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 7. ''Z nami koniec''

-'' Trzeba się pozbierać''

Czułam się już o wiele lepiej. Teraz moim jedynym celem było odnalezienie Harrego, choćby miałoby to trwać nawet wielki. Wstałam z łóżka i wyszłam przed namiot. Wzięłam różdżkę i kompas (nie wiedzieć dlaczego) i minęłam barierę ochronną. Nie miałam nastroju do rozmów z Luną i Jeke’em. Wydaję mi się, że przez tą tęsknotę stałam się zupełnie inna, zamknięta w sobie. Wiem jednak, że nie mogę stracić przyjaciół, za bardzo się dla mnie poświęcili. Byłam coraz bliżej jeziora, które zawsze chciałam zobaczyć z bliska, ale noga mi to uniemożliwiała. Kiedy znalazłam się na miejscu, kompas zaczął wariować, wskazywał co chwilę inne miejsce. Nagle zauważyłam coś na drugim brzegu, nie było to słońce odbijające się w tafli wody (chociaż było cudne) lecz coś innego, coś okropnego. To był… Harry trzymający w objęciach i całujący Hermionę. Machnęłam różdżkę i znalazłam się za ich plecami. Podeszłam bliżej. I nagle odwrócili się w moją stronę, nie byłam jednak zbyt cicho.

-Jak mogłeś ?- powiedziałam smutno i bardzo spokojnie.
-Ginny…- zaczął i momentalnie wstał- To nie tak jak myślisz, naprawdę.
-Oszczędź sobie wyjaśnień- powiedziałam.
Hermiona milczała.
- Zostaw mnie!- krzyknęłam, gdy Harry złapał mnie za rękę.- Nie dotykaj!
Rzuciłam się biegiem . Nigdy nie zagłębiałam się w tę część lasu. Było to dziwne miejsce, w oddali zauważyłam skały. Nikt  za mną nie biegł. Powinnam się cieszyć że znalazłam Harrego, ale nie w takich okolicznościach. Biegłam dalej, nie zatrzymywałam się.
-Aaaaa…- skała się zsunęła i zaczepiłam się o gałąź, nie sięgałam do różdżki. Zawisłam nad przepaścią.- Pięknie!
 Postanowiłam się nie ruszać, bo to by tylko pogorszyło sprawę.
-Pomocy!- krzyczałam kilkakrotnie.
Niestety nikt się nie zjawiał. Powoli traciłam nadzieje. Czułam, że gałąź zaczyna pękać. Byłam pewna, że to koniec. Ale zjawiłsie Harry i mnie uratował.
-Ginny!- wrzasnął- Nic ci nie jest ? Wszystko w porządku ?
Nie odezwałam się początkowo ale potem dodałam ze złością,
-Tak, w najlepszym, poza tym że zaraz wpadnę w przepaść- powiedziałam z sarkazmem.
Jednym machnięciem różdżki sprowadził mnie z powrotem na ziemię.
- I po kłopocie- uśmiechnął się.
-Gdzie Ron ? -zignorowałam go.
-Zostawił nas- powiedział smutno.
-Pff... i z tego powodu, dla pocieszenia musieliście obściskiwać się nad jeziorem tak ?
-To nie tak, to się stało tak niespodziewanie. Ja naprawdę nie chciałem.
-Niespodziewanie ? Harry jak mogliście ty i Hermiona.
-Ginny, ja…
-Zakończmy ten temat. Z nami koniec Harry…
-Nie! Ginny, naprawdę, przepraszam…
-To już nie ważne- przerwałam mu i ciągnęłam dalej- Uważam że powinniśmy połączyć siły i razem stawić czoła Temu Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Sądzę też że powinniście razem z Hermioną- na mojej twarzy pojawił sie grymas- nocować z nami w namiocie.
-Dobrze.
I zwróciliśmy się z powrotem w stronę jeziora. Harry odnalazł Hermionę. Potem zaprowadziłam ich do naszego namiotu. Zapoznałam Jake’a z moimi jak dotąd ‘’przyjaciółmi’’. Luna bardzo się o mnie martwiła i miała mi trochę za złe, że nie powiedziałam gdzie się wybieram. Ale to najmniej mnie teraz martwiło. Zerwałam z Harrym. Czy to słuszna decyzja ? W końcu ja też się z kimś całowałam, ale to co innego, bo ja wcale tego nie chciałam. Można powiedzieć, że zostałam do tego zmuszona. Pomyśleć, że chciałam Go za wszelką cenę odnaleźć, byłam mu wierna, myślałam o nim. Liczył się tylko on. A teraz wszystko się skomplikowało.

--------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, że tak długo. Ale jak wróciłam od babci to nie miałam czasu pisać a to ciocia przyjechała, a to opieka nad kuzynką. W roku szkolnym, będę dodawać znacznie mniej rozdziałów. Miłego czytania i proszę o komentarze ♥ Lupinka

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 6. Wyznanie

Byłam cała obolała, nie czułam swojego ciała.  Łzy spływały mi po policzkach. Nie pamiętałam co stało się po tym jak Jake wziął mnie na ręce. Byłam wdzięczna losowi, za opiekuńczość moich przyjaciół. Rękę i nogę miałam zabandażowaną. Co było niesamowite, po mojej bliźnie nie było prawie śladu, to pewnie zasługa Luny i jej talentu do eliksirów. W namiocie nie było nikogo. Próbowałam podnieść się z łóżka, ale na nic były moje starania. Zastanawiałam się kiedy znowu wyruszymy na poszukiwania, wiedziałam na pewno, że nie za szybko, bo Luna i Jake nie pozwolą mi się stąd ruszyć zanim mi się nie polepszy. Cieszyłam się jednak że Luna jest cała i zdrowa. Tak chciałabym wyjść na zewnątrz pooddychać świeżym powietrzem. Chyba zawołam Lunę.
-Luna- powiedziałam tak że ledwo głos wydobył się z moich ust.
Kiedy pojawiła się przy mnie powiedziałam:
-Pomożesz mi wyjść przed namiot? Duszę się tu.
-Oczywiście- powiedziała z troską.
I pomogła mi wstać, udało mi się nawet samodzielnie usiąść pod drzewem.
-Jake z tobą zostanie, a  ja poszukam czegoś do jedzenia- powiedziała Luna.
Zostałam sama z Jake’em , on siedział teraz samotnie za namiotem i jak sądziłam zbierał myśli.  Spojrzał na mnie, odwróciłam wzrok. Wole popatrzeć na oddalone o kilka kilometrów jezioro, było takie piękne.
Nagle niezauważalny Jake zbliżył się do mnie bezszelestnie .
-Jak ty to robisz ?- zapytałam cicho.
Nie odpowiedział uśmiechnął się.
-Wszystko dobrze ? już ci lepiej ?- zapytał.
-Tak, tak o wiele lepiej-skłamałam- Dużo przespałam ?
-Kilka dni, ale…
-Jake, dziękuję ci za wszystko, gdyby nie ty, nie wiem co by się ze mną stało, nie wiem.
Znowu się uśmiechnął.
-Gin…-zaczął-musze ci coś powiedzieć, chciałem wcześniej, ale nie było okazji. Dłużej tak nie mogę. Ja cie kocham ♥
-CO? Nie, nie możesz. Co z Luną, nie rób jej tego. Nie możesz jej skrzywdzić. Nie pozwolę na to.
-Mam z nią być tylko dlatego że ona tego chce ? Moje zdanie się nie liczy ? Mam być nieszczęśliwy tak ?
-Proszę zastanów się, poukładaj sobie wszystko. Ja nie mogę być z tobą, kocham Harrego. Poszukuje go. Zrozum.
-Wiem, ale chce żebyś miała świadomość, że zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym, że zawsze będziesz w moim sercu i będę na ciebie czekał. Dla ciebie postaram się przemyśleć co będzie z naszym związkiem z Luną i postaram się jej nie skrzywdzić .
-Jake, ja…
Nie zdążyłam dokończyć, bo w tym momencie jego wargi musnęły moje. Odepchnęłam go tak mocno jak na to pozwalały moje siły. Był twardy jak skała.
-Jak śmiesz !- krzyknęłam- Zejdź mi z oczu!
Nie pozwoliłam mu na wyjaśnienia. Odszedł przygnębiony,

Czułam się okropnie. Nie przeczę, było miło ale to nie fair w stosunku do Harrego. Tak strasznie było mi żal biednej Luny. Kolejny raz pociekły mi łzy. Coś często mi się to zdarza. Jaki sens ma moje życie skoro, robię przykrość tym na których mi zależy?

------------------------------------------------------------------------
Chciałam na początku złożyć spóźnione życzenia urodzinowe Evannie ♥ Kochamy Cię. 
Fenomenalna aktorka i cudna osoba. 

To już ostatni rozdział, następny pojawi się jak wspominałam ok.23 sierpnia. KOMENTOWAĆ. Miłego czytania :P Lupinka

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 5. Straszne przeżycie

Mijały dni, odwiedziliśmy Hogwart, Londyn i wiele innych miejsc,a po nich ani śladu. Teraz kompas przeniósł nas do jakiegoś lasu i  tam teraz obozujemy. Powoli jednak zaczęłam tracić nadzieję, że ich jeszcze odnajdziemy. Z przemyśleń wyrwał mnie Jake.
-Odnajdziemy ich- powiedział, aż podskoczyłam, jakby czytał mi w myślach. Był taki śliczny, jego twarz błyszczała w blasku słońca.
-Tak uważasz ? – zapytałam i spojrzałam w jego czerwone , ale jakże urokliwe oczy.
-Jak mógłbym cie okłamywać Gin, jesteśmy przyjaciółmi.
-Nie miałam okazji, żeby ci podziękować za to co robisz- powiedziałam nieśmiało.
-Ach…nie ma sprawy- powiedział, obdarzył mnie sympatycznym uśmiechem i poszedł na polowanie.
Spojrzałam na Lunę, siedziała skulona na fotelu, była jakby nieobecna.
 -Przejdziemy się na spacer ? – zapytałam i podałam jej rękę.
-Dobrze- powiedziała bez przekonania, korzystając z pomocy.
Wyszłyśmy z naszego terytorium, teraz już nie obwiązywały  nasze zaklęcia ochronne.

-Naznaczyłam drzewo- powiedziała Luna nieprzytomnie- żebyśmy wiedziały jak wrócić do namiotu.
-Wspaniale- odpowiedziałam- Luna… co się stało czemu jesteś taka smutna ? widzę że coś cie dręczy.
Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez i przemówiła:
-W liście do taty napisałam, aby wysłał patronusa, jeśli będzie bezpieczny, nie zrobił tego. Martwię się.
-Na pewno, nic mu nie jest, może on...
-Tęsknie też za Nevillem, moim najlepszym przyjacielem, nie odezwał się odkąd obwieściłam mu że za rok nie idę do Hogwartu. Nie wiem co się z nim dzieje.
-Lun, Nevill pewnie jest w szkole nie może wysyłać wiadomości, na pewno się odezwie kiedy będzie mógł. Ciesz się że masz Jake’ a , swojego wymarzonego chłopaka. Ja na razie nie mam takiego szczęścia jak ty. On cie bardzo kocha, widać to i…
Nagle coś usłyszałam, szelest liści i łamane gałęzie.
-Luna, ktoś tu jest! Szybko wracajmy!
Obie puściłyśmy się biegiem, ale było za późno, gonili nas, oni szmalcownicy. Gdy wydawało mi się że ich zgubiliśmy, potknęłam się i przewróciłam przez gałąź, rozcięcie na mojej nodze pulsowało. Luna zawróciła żeby mi pomóc.
-WRACAJ! BIEGNIJ! Dam sobie radę, IDŹ !
Ale Luna nie posłuchała, pomogła mi wstać, teraz obie stałyśmy w miejscu, bez różnicy czy byśmy biegły czy też nie. Jak mogłyśmy być takie lekkomyślne i nie wziąć różdżek.
-Proszę, proszę, kogo my tu mamy- powiedział drwiąco Scabior , którego rozpoznałam- Weasley, zdrajczyni krwi, witaj, nie trudno cie nie poznać. A kim jest twoja przyjaciółeczka?
Spojrzałam na Lunę znacząco.
-Jestem Matylda Egnert.
-Nie będziemy zakrzątać wami głowy Czarnego Pana, bo nie ma was na liście. Ale chętnie zabawie się tobą Weasley. – powiedział z uśmieszkiem- zwiążcie ją do drzewa- wskazał na Lunę- nie jest mi potrzebna, a ty ślicznotko- powiedział i popchnął mnie tak, że aż się przewróciłam- leż spokojnie .
Wziął nóż i znowu zbliżył się do mnie.
-Zostaw mnie, nie dotykaj !- krzyczałam
-Tak mi przykro, ale chyba już na zawsze mnie zapamiętasz- zaśmiał się – to magiczny nóż, te blizny będą wieńczyły twoje ręce do końca twego marnego żywota.
Poczułam że strasznie szczypie mnie ręka. Ból przeszedł mi po całym ciele.
-Zostaw ja!- usłyszałam krzyk Luny

Chciałam krzyknąć, że wszystko w porządku, ale nie zdążyłam, bo ból był tak silny, że nie dałam rady. Zobaczyłam że na mojej ręce pojawił się napis „Zdrajczyni krwi’’. Zawyłam z bólu. Czułam jak z mojej nogi, przebitej przez gałąź, cieknie krew. Ale Scabior nic sobie z tego nie robił, nie przestawał, kontynuował swoją robotę. Poczułam że moje ciało podniosło się do góry myślałam, że umieram, ale nie miałam racji, Scabior użył zaklęcia i uderzyłam z powrotem o ziemię. Zamknęłam oczy, nie miałam już siły, nie chciałam widzieć co ten łajdak jeszcze wymyśli.
-‘’To już koniec’’- pomyślałam .

Myliłam się. Otworzyłam oczy i zobaczyłam że ktoś próbuje mi pomóc, pokonał szmalcowników i został mu tylko Scabior. Tajemniczy chłopak, był bardzo dzielny, ale nie dał sobie z nim rady. Scabior zwiał. Moim wybawicielem okazał się Jake. Pomógł Lunie a potem wziął mnie na ręce i szepnął.
-Wszystko będzie dobrze, wracamy do namiotu.

--------------------------------------------------------------------------

To przedostatni rozdział przed moim wyjazdem do babci postaram się napisać jeszcze jeden, wyjeżdżam 19, kolejny ukaże się ok. 23 sierpnia. KOMENTUJCIE ♥ Miłego czytania :P Lupinka

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 4. Jaskinia

Znalazłyśmy się na jakimś odludziu. Nigdy nie widziałam takiego miejsca. Słychać było tylko uderzanie morza o klify. Wiatr rozwiewał mi włosy we wszystkie strony.
-Gdzie my jesteśmy?- zapytałam chłodno  Lunę.
-Kompas wywnioskował, że powinni być tutaj – powiedziała.
-Chyba się mylił- powiedziałam wolno- i co teraz ? co zrobimy ?
-Może najpierw zacznijmy od poszukania jakiegoś schronienia.
-Ooo…tak, dobry pomysł- przytaknęłam złośliwie.
Byłam zła na siebie że tak traktuję Lunę, ona robi dla mnie tyle dobrego, a ja jestem dla niej taka nie miła. Cały czas wydawało mi się że marnujemy czas na jakieś pustkowia, i tak ich tu nie znajdziemy.
-Uważam, że ta jaskinia będzie doskonała na schronienie i na obmyślenie dalszego planu działania, jak sądzisz ? – powiedziała wskazując na jaskinię znajdującą się niedaleko nas .
-Yhym…znaczy tak, przepraszam zamyśliłam się.
Kiedy dotarłyśmy do jaskini, zaczęły nas dręczyć wątpliwości. Bo kiedy weszłyśmy do środka,  zauważyłyśmy, że w tej straszliwej ciemności, jakieś czerwono -krwiste oczy nam się przyglądają. Nie widziałam co robi Luna, ale moja ręka powędrowała po różdżkę, znajdującą się w plecaku.
-Lumos! – krzyknęłam, stwierdzając że najpierw trzeba się upewnić kto czyha na nas w ciemności. W tym momencie, także z różdżki Luny wystrzeliło niebieskie światło.
Poznałam te oczy, należały do najprawdziwszego wampira. Zamarłam.
-Drę….-zaczęłam, ale nie skończyłam, gdyż nagle nieznajomy przerwał mi.
-Proszę, nie róbcie mi krzywdy, to i ja was nie skrzywdzę - rzekł wampir.
-Nie wierzę ci- powiedziałam stanowczo.
-To uwierz- powiedział i uśmiechnął się.
-Możemy się tu schronić? – zapytała nieznajomego Luna, jak dla mnie trochę za szybko, uważałam że najpierw powinnyśmy się dowiedzieć kim jest.
-Ależ oczywiście, oczywiście- odpowiedział.
Spojrzałam na niego, jeszcze raz dokładniej. Był ciemnym blondynem o niezwykle bladej twarzy. Gdy jeszcze raz na niego spojrzałam przeszły mnie dreszcze. Otrząsnęłam się pomyślałam o Harrym. To jego kocham.
-Mam na imię Jake, ukrywam się tu przed Sami-Wiecie-Kim. Jestem wampirem, ale żywię się wyłącznie krwią zwierząt. Nie przywykłem do przyjmowania gości.
Było w nim coś, co mnie przekonało. Zaufałam mu.
Teraz Luna odezwała się pierwsza.
-Jestem Luna,a to jest Ginny- wskazała na mnie- wyruszyłyśmy w podróż w poszukiwaniu przyjaciół.
-Interesujące- powiedział jakże aksamitnym głosem.
I tak poznałam swojego przyjaciela, oczywiście początkowo nie zdając sobie z tego sprawy.
-Incendio- krzyknęłam
Teraz Luna i Jake siedzieli i gawędzili przy ognisku. Ja wyszłam przed jaskinie z kubkiem gorącej herbaty, patrząc w gwiazdy i zastanawiając się gdzie może być teraz miłość mojego życia.
Spędziliśmy w jaskini jeszcze kilka dni, poznając się, bardziej i rozmawiając. Zawołałam  Lunę, aby jej powiedzieć  że czas w drogę. Ku mojemu zdziwieniu podeszła do mnie trzymając Jake’a za rękę. Są razem mogłam się tego spodziewać, ale i tak trochę mnie to zdziwiło, znali się tylko kilka dni. Pogratulowałam im i życzyłam szczęścia. Teraz już w trójkę będziemy szukać Harrego, Rona i Hermiony .Wyruszamy jutro.

------------------------------------------------------------------
Tak wiem, rozdział trochę krótki, ale nie miałam weny i czasu aby napisać dłuższy, a chciałam go dodać dziś. Pisząc go popijałam piwo kremowe zrobione przeze mnie. Nieźle się zasłodziłam. haha ^^ :P A tak na poważnie to nie wiem czy pisać dalej tego bloga czy go zawiesić, wy nadal mało komentujecie :'( Proszę o doradzenie. Miłego czytania :) Lupinka

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 3. Sam początek

-Sto lat – usłyszałam i aż się wzdrygnęłam.
-Co…co się dzieję?
-Jak to co ? Masz dziś urodziny śpiochu, to dla ciebie- podała mi niechlujnie zapakowaną paczuszkę.
Przez to całe zamieszanie, zapomniałam o swoich urodzinach. Z tego wszystkiego udało mi się wykrztusić tylko :
-Ooo…. Jaki piękny…yyy….- nie wiedziałam do czego może służyć to dziwne urządzenie.
-Wykrywacz nargli, przyda ci się.
-Och …tak, z pewnością, dziękuję- wstałam i uścisnęłam przyjaciółkę.
-Mam coś jeszcze dla ciebie, poczekaj zaraz ci przyniosę.
Nie musiałam długo czekać, szybko wróciła, niosąc na rękach malutką fretkę i wręczając mi ją.
-Jaka słodka- powiedziałam, ten prezent podobał mi się o wiele bardziej- Nazwę ją Lupcia, dziękuję ci Lun.
-Nie ma sprawy.
Roześmiałam się.
-Luna czas w drogę myślę że…
-Tak, tak, zaraz wyruszamy, napiszę tylko list tacie, żeby się nie martwił i zajął moim testralem.
-Zabiorę rzeczy i będę czekać przed domem dobrze ?
Skinęła głową.
Pomyślałam że wypadałoby wyjąć z plecaka ten tajemniczy kompas. Przy inicjałach Harrego i Hermiony pojawiły się małe literki głoszące: ‘’Dolina Godryka’’. Zastanawiałam się gdzie jest Ron, ale on jest teraz mało ważny. Luna właśnie schodziła ze schodów domu podskakując.
-Gotowa ?- zapytała mnie.
-Jak nigdy, szkoda że nie umiemy się teleportować.
-Ja trochę umiem, tata mnie nauczył.
-No to spróbujmy- powiedziałam i załapałam ją za ręce.
Nagle poczułam jakbym wpadła w jakiś wir, jakby coś chciało mnie rozerwać na strzępy. Spojrzałam na Lunę, ona wyglądała zupełnie inaczej niż ja, w odróżnieniu ode mnie , czuła się chyba cudownie, tak podejrzewałam, gdyż cały czas się uśmiechała. Wylądowałyśmy w Dolinie Godryka, było mi niedobrze, bo nigdy się nie teleportowałam tak zwyczajnie, tylko zawsze przy pomocy świstoklika.
-I jak ?- spytała mnie.
-Super- skłamałam.
-To gdzie teraz ?
-Hmm...nie wiem, kompas nic nie wskazuje.
-Może przejdziemy się główną ulicą- zaproponowała- Dolina Godryka w końcu nie jest taka duża
-Co powiesz abyśmy się rozdzieliły ? spotkamy się przy tym pomniku w centrum ulicy.
-Jak sobie życzysz- zaśmiała się.
Rozdzieliłyśmy się, ja poszłam w lewo ona w prawo. Moją uwagę przykuł dom. Stary, niezadbany, z zawalonym dachem dom. Kiedy podeszłam bliżej zorientowałam się że to legendarne miejsce (jak głosiła tabliczka), w którym On- Harry się urodził. W tym momencie jeszcze bardziej zaczęłam za nim tęsknić. Moje serce zaczęło mi coraz bardziej przypominać jak mi go brak. Porozglądałam się jeszcze przez chwile, a potem poszłam dalej ulicą. Wtedy zauważyłam cmentarz, nie wiem dlaczego ale zapragnęłam tam wejść, coś chciało mnie tam zaprowadzić. Weszłam, mijałam groby, ludzi których nie kojarzyłam i nazwiska których nigdy nie słyszałam. Aż nagle zauważyłam to co widocznie chciałam zauważyć. Tak, to one- groby rodziców Harrego. Tak bardzo mu współczuje, dobrze że ma przyjaciół, którzy go kochają. Nie zapanowałam nad tym, łzy spływały mi po policzkach....
-Nie płacz moje dziecko.
-Kto...kto tu jest ?- zapytałam, ocierając łzy, byłam przerażona, obejrzałam się, nie mogłam w to uwierzyć, przede mną unosił się duch, duch matki Harrego - pani Potter, czy to naprawdę pani?
-A któż by inny - uśmiechnęła się.
- Nie mogę w to uwierzyć, nie wie pani jak Harry za panią tęskni
-Ginny...mam tego świadomość, ale nie martwię się o niego bo ma ciebie.
-Taak.. ja go poszukuję, chce go odnaleźć...
-Harry, tu był z Hermioną, nic mu nie jest - powiedziała aksamitnym głosem.
-Czy Harry....- spojrzałam na miejsce, gdzie przed chwilą widziałam kobietę, ale niestety jej już nie było.
Wybiegłam czym prędzej z cmentarza, nie wiedziałam czy to był wymysł mojej wyobraźni czy też nie, ale jedno wiedziałam na pewno, że Harrego tu już nie ma. Muszę odnaleźć Lunę i szukać dalej.
-Ooo..Ginny, jesteś- tak się wystraszyłam, że o mało się nie przewróciłam, gdy usłyszałam jej głos- niestety nikogo nie widziałam, przykro mi.
- W porządku, Luna tu nic nie znajdziemy, szukajmy dalej- powiedziałam

Złapałyśmy się za ręce i prze teleportowałyśmy. Nie wiedząc nawet gdzie, zaufałam Lunie, która przejęła teraz kompas. 

--------------------------------------------------------------------------
Na początku chce złożyć Ginny  trochę spóźnione życzenia z okazji urodzin, bądź sobą i nie zmieniaj się jesteś wspaniała.  Jesteś jedną z moich ulubionych postaci. Kocham Cie ♥


Ten rozdziała miałam dodać wczoraj ale się nie wyrobiłam. Proszę jeszcze raz abyście komentowali posty, bo nie wiem czy wam się podoba czy nie, zajmie to wam chwilkę a dla mnie to dużo znaczy :) Miłego czytania :* Lupinka

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 2. Podarunek od nieznajomej

Śniła mi się moja wyprawa. Po mojej twarzy było widać że nie idzie mi z byt dobrze. Mijałam lasy, doliny, łąki. Nagle ku mojemu zdziwieniu zauważyłam rzekę, przez którą koniecznie musiałam przejść. Niestety żeby przez nią przejść potrzebowałam mostu.
-‘’Żaden problem’’- pomyślałam i machnęłam różdżką

Kiedy byłam już w połowie mostu. Drogę zagrodziła mi zakapturzona postać. Jak się domyśliłam była to Śmierć. Powiedziała mi, że należy mi się nagroda za to, że ją przechytrzyłam. Wspomniała też, że jestem czwartą taką osobą.  Po długim zastanowieniu poprosiłam ją o coś co pomogłoby mi znaleźć moich przyjaciół. Śmierć wręczyła mi mały złoty kompas. Przypatrzyłam się mu uważnie zamiast zwyczajnych literek oznaczających kierunki świata, były tam wyryte inicjały moich przyjaciół i moje. Uśmiechnęłam się, to było dziwne bo i Śmierć się do mnie uśmiechnęła. Nigdy tak sobie jej nie wyobrażałam, ta była inna. Podziękowałam jej za podarek i odeszłam.

 I nagle obudziłam się,zlana potem. Poczułam pod poduszką coś dziwnego, coś metalowego, to był kompas. Na usta nasuwało mi się pełno pytań, ale komu mogłabym je zadać ?Zrozumiałam, teraz już byłam pewna czego chce dokonać. Schowałam kompas do plecaka i zeszłam na dół. Mama jak to ona przygotowała mi kanapki.
 Pożegnałam się z rodzicami i poprosiłam ich aby ucałowali ode mnie resztę. Pomachałam im jeszcze na pożegnanie. I nagle coś mi się przypomniało – Luna, muszę się z nią pożegnać. Miałam do niej tylko kilka kilometrów, bo mieszka za wzgórzem.  Dojście do jej domu nie zajęło mi dużo czasu. Stanęłam przed jej drzwiami  i zapukałam. Nie musiałam długo czekać….
 -Ginny- krzyknęła i rzuciła mi się na szyje- co cię tu sprowadza? Ja właśnie szłam nad jezioro porozmawiać z trytonami, ale jeśli już przyszłaś to proszę- otworzyła szeroko drzwi i ręką wskazała na fotel.   
-Ja tylko na chwilę- rzuciłam- chciałam się pożegnać.

-Pożegnać ?- zapytała- gdzie się wybierasz ?      

-Nie wiem czy wiesz, ale Harry, Ron i Hermiona wyruszyli na poszukiwanie horkruksów i ja chce im pomóc, nie będzie mnie bardzo długo więc musiałam cię odwiedzić ….

-Też chce pomóc- wtrąciła szybko Luna.

-Luna, posłuchaj, to niebezpieczne, masz tatę, nie możesz go zostawić…

-Nigdzie nie jest bezpiecznie, a tatę ścigają, lepiej będzie jak odejdę, poza tym ty też zostawiłaś rodzinę- powiedziała smutno.

-No dobrze- nie miałam już żadnych argumentów żeby ją przekonać więc dodałam- Wyruszymy jutro bo dziś nie ma sensu, rozłożę namiot koło twojego domu zgoda?        

-To nie będzie potrzebne- uśmiechnęła się i dodała- mam wolne łóżko w moim pokoju.

Kochałam ten jej śnieżnobiały uśmiech, była taka śliczna... Nagle coś sobie przypomniałam:

-Chciałam cię zapytać co o tym myślisz Lun, ostatnia miałam dziwny sen- i opowiedziałam jej wszystko co pamiętałam a potem wyjęłam kompas z plecaka i pokazałam jej go.

-Cóż....to ekscytujące. Wydaję mi się że po prostu Śmierć, jest po twojej stronie chce ci pomóc w odnalezieniu przyjaciół, proste. To co ci się przyśniło było wzorowane na ''Opowieści o trzech braciach''. Dlatego mówiła że jesteś czwarta. Kojarzysz tę opowieść ?

Przytaknęłam głową a potem dodałam:

 -O ile dobrze pamiętam, to Śmierć zabrała potem tych braci- starałam się żeby głos mi nie zadrżał ale mi się nie udało.

 -Jestem pewna że ciebie nie zabierze.  Skoro Śmierć się do ciebie uśmiechała- nie robi tego nigdy- to nic ci się nie stanie. Ale może ktoś inny chciał ci to dać tylko, nie wiedział jak, więc wymyślił ten sen.

Uspokoiła mnie, czułam się szczęśliwa że ją mam. Ona jest bez wątpienia moją najlepszą przyjaciółką. Inni uważają ją za dziwna, ale dla mnie ona jest ''Jedyna w swoim rodzaju''.

  
--------------------------------------------------------------------------
 Następny rozdział, pamiętajcie żeby skomentować jeśli komuś się podoba, jeśli nie to też. To naprawdę  bardzo pomaga, dziękuję ♥ Lupinka                                                                                                                                                                                                                                                       

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 1. Postanowione

Obudziłam się wczesnym rankiem. To był chłodny zwyczajny- dzień, mógłby stwierdzić każdy mugol bez zastanowienia, ale dla nas czarodziejów był to kolejny straszny, pełen wyczekiwania dzień. Dla mnie był jeszcze gorszy a to dlaczego? Cóż.... zostawił mnie, On-Wybraniec. Stwierdził że bezpieczniej będzie jeśli się rozstaniemy, to była głupota. Kolejny dzień to samo, te same przemyślenia. Nadszedł chyba czas,aby wziąć się w garść, zamiast się nad sobą użalać. Zrobić coś. Miałam trochę czasu aby wszystko sobie spokojnie przemyśleć i obmyślić. Nie chciałabym im przeszkadzać, bo wiem że odnajdują horkruksy ale nie mogę tak siedzieć bezczynnie i  czekać, nie wiadomo na co. Tylko jak ich odnaleźć, kiedy nawet Voldemort ma z tym trudności. Może najgorszą czarownicą to nie jestem ale do najlepszych też się nie zaliczam. Będzie ciężko. Jestem na wszystko przygotowana, wiem na jakie niebezpieczeństwo się narażam, ale czego się nie robi dla miłości. Wiem że on mnie kocha, czuje to, mam tego świadomość i...
 -Ginny-to mama- zejdź na dół pomóż mi!
-Słucham-powiedziałam kiedy w mgnieniu oka znalazłam się w kuchni- W czym ci pomóc ?
-Zaraz będzie kolacja, zawołaj tatę i posprzątaj na stole
Mamo...- powiedziałam tak że aż głos mi zadrżał- Musze ci coś powiedzieć, wiem że to będzie dla ciebie trudne ale....ja już tak nie mogę. Harry, Ron i Hermiona wyruszyli w poszukiwaniu horkruksów. Ja nie mogę tak siedzieć bezczynnie, zrozum. Oni narażają życie dla nas i dla innych, a ja ? ja siedzę w domu i nic nie robię, kompletnie nic. Mamo ja muszę odejść....
-Czyś ty kompletnie oszalała Ginny! To nierozsądne, po tym jak odszedł twój brat, Harry nie wspominając o Hermionie, nie bardzo mogę dojść do siebie, a teraz ty ? nie rób mi tego.
-Mamo, ja już postanowiłam- powiedziałam ze łzami w oczach
-Chwileczkę, ja wiem co tu się dzieje... zamarłam w bezruchu- ty po prostu tęsknisz za Harrym tak? Nie możesz sie pogodzić że odszedł, zostawił cię. Och....Ginny.
- Harry nie ma z tym nic wspólnego, po prostu chce im pomóc.Wybacz, ale to już postanowione, wyruszam jutro o świcie- powiedziałam bez zastanowienia.
-Jasne..jasne, rozumiem, ale postawmy sprawę jasno, jak ich znajdziesz? minęło sporo czasu odkąd odeszli, nawet ja nie mam z nimi kontaktu- powiedziała z politowaniem.
-Coś wymyślę, w końcu nie jestem aż taka zła w czarach, znajdę ich, zobaczysz.
-Nie jestem do tego za bardzo przekonana, wiesz na co się narażasz ? nie wyobrażam sobie że mogłabyś tu już nigdy nie wrócić
-Nic mi nie będzie, a teraz przepraszam, muszę się jeszcze spakować i iść wcześniej spać, dobranoc- powiedziałam i ucałowałam matkę.
Postanowiłam spakować wszystko do plecaka i użyć zaklęcia zmniejszającego, tego którego Hermiona mnie nauczyła i sama rzuciła kiedy przygotowywała się do wyprawy. Zajęło mi to nie więcej czasu niż przypuszczałam. Wreszcie po kilkugodzinnym pakowaniu, położyłam się spać. Zaczęła męczyć mnie myśl, która dręczyła i mamę- że mogłabym tu nigdy nie wrócić nie zobaczyć taty, mamy, Billa, Fleur.
-''Czas spać' - pomyślałam.
 Chciałam jeszcze raz przemyśleć mój plan działania, ale niestety już nie zdążyłam, zasnęłam.

-------------------------------------------------------------------
Mam nadzieje że pierwszy rozdział się spodobał. Będę opisywać tu życie Ginny, także kiedy będzie dorosła. Miłego czytania. :* Lupinka