sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 19. Nienawiść jest niczym w porównaniu z pogardą.

I tak stałam się najszczęśliwszą osobą pod Słońcem. Następne dni spędzałam nie z nikim innym jak z Antonie’em. W taki to sposób minęły nasze „krótkie wakacje” od szkoły i trzeba było zacząć pakować kufry. W przeddzień wyjazdu wybudziła się Hermiona. Znowu dała nam jasno do zrozumienia, że to Melissa ją napadła. Większość argumentów jakie podała, rzeczywiście przeważały, na to, że to jej wina. Ja wciąż próbowałam ją przekonać, że może jej się to wydawało lub przyśniło, ale wszystko poszło na nic. Niestety nie mogę powiedzieć o podsłuchanej rozmowie, po prostu nie mogę a raczej nie umiem. Skończyłam rozmyślanie, bo przypomniało mi się, iż jestem nieprzygotowana do Hogwartu. Zaczęłam szybko wrzucać wszystkie rzeczy jakie miałam pod zdrową ręką. Przypominało mi to zamieszanie związane z pakowaniem na wyprawę po horkruksy. Zwolniłam i powoli opadłam na łóżko. Pod stertą ubrań zauważyłam bransoletkę od Harrego. Powróciły wspomnienia. Postąpiłam głupio, ale on chyba zbytnio się tym nie przejął. I tak całymi dniami siedział przy Hermionie. Rozległo się pukanie do drzwi, wsunęłam przedmiot pod poduszkę i udawałam zapatrzoną w sufit.
-Mogę na chwilkę? -wykrztusiła mama i usiadła koło mnie.
-Co się stało ? -spojrzałam jej w oczy.
-To już nie można porozmawiać z córką? -uśmiechnęła się blado.- martwię się o ciebie, chyba nie powinnaś wracać do Hogwartu.
- Już po wszystkim, nie mam się tam czego bać, rozumiesz ?
-A jak stanie się z tobą to samo co z Hermioną ?
Poczułam jak ogarnia mnie złość. Właściwie to zawsze ogarnia mnie złość, kiedy ktoś o niej wspomni.
-Och…przestań. Mam tego dość. Hermiona to, Hermiona tamto. Mam wrażenie, że bardziej zależy ci na niej, niż na mnie. Ja w odróżnieniu od niej umiem się bronić.
-Skoro tak uważasz, nie będę zajmowała ci więcej czasu.
-Mamo…poczekaj.
Nie poczekała, wyszła. Może i czepiam się Hermiony, ale po prostu jej nie lubię i nie kryję tego. Tyle w tym temacie. Tata znowu posłużyła nam za naszego szofera i zawiózł naszą czwórkę do Londynu na pociąg. Po pożegnaniach, wbiegliśmy na „pokład” by znaleźć sobie wolny wagon. Kiedy usadowiliśmy się wygodnie na fotelach przybiegli Draco, Melissa i Luna. Nie uszło to uwadze Hermiony, która gapiła się na nich jak dziecko, któremu odebrano zabawkę.
-Na co czekacie? Siadajcie- zachęcała Dracona i Melissę, Luna.
-Nie chcemy wam przeszkadzać, znajdziemy sobie inne miejsca.
-Nie ma mowy! Musimy sobie wszystko wyjaśnić, wszystko- zapewniłam- Gdzie Antonie ? Mniejsza o niego. Jestem przekonana, że to nie wina Melissy, ktoś ją wrobił i ty dobrze wiesz kto prawda ?- zwróciłam się do czarnowłosej piękności- pomożemy ci…ja ci pomogę- poprawiłam się- tylko mi zaufaj.
Melissa zapatrzyła się w krajobraz za oknem. A z jej prawie zamkniętych ust, wydobywały się słowa:
-Miałam wtedy osiem lat. Wyczekiwałam mamy, która lada chwila miała wrócić z Munga. Przybyła do domu, trzymając za rękę małą jasnowłosą dziewczynkę. Miała na imię Vivian. Ale nigdy nie przyjęła naszego nazwiska. Matka wspomniała tylko, że porzucono ją a serce nie pozwalało jej zostawić dziecka. Od początku wiedziałam, że jest w niej coś dziwnego. Nie szanowała mamy, która zobowiązała się opieki nad nią- spojrzała na nas nie przerywając.- Była inna. Z biegiem czasu stawała się jeszcze bardziej okropna i bezuczuciowa. Kiedy dowiedziała się, że wyjeżdżam i podejmuję się pracy z Nathalie wpadła w szał. Uciekła z domu. Kilka miesięcy później czytałam w gazecie o czarownicy, która zabijała i znęcała się nad przypadkowymi ludźmi. Byłam pewna, że to moja siostra. Śledziłam jej los, jej każdy krok. Kiedy pozabijała setki mugoli w Londynie, zamknęli ją w Azkabanie. Niestety znalazła sposób, żeby uciec. Jest animagiem. Nie wiem jak osiągnęła taką zdolność. Gdy mieszkałyśmy razem spotykała się z Antonie’em. Dzięki niemu potrafiła chociaż trochę nad sobą panować. 
-Uważasz, że to ona?- przerwałam jej.
-Czemu miałaby to zrobić akurat Mionie ?- zapytał Ron.- chyba ktoś tu chce się wymigać? Nie sądzisz…
-Ron! Zamknij jadaczkę!
-I tu chyba muszę wspomnieć o jednej rzeczy, którą pominęłam. Jak wiecie każda z „nas” musi posiadać jakiś talent, aby wykonywać zadania powierzone przez duszę. Moim talentem jest zdolność telepatii i w pewnym stopniu czytanie w myślach. No więc, pewnego dnia, przechadzałam się ulicą, zauważyłam Vivian, podeszłam bliżej i usłyszałam coś co wstrząsnęło mnie bezgranicznie. Ona kocha Rona. Z początku nie wiedziałam o kogo chodziło. Potem poznałam was i wszystko stało się jasne.
Mój brat był w szoku. Jego oczy prawie wyszły z orbit.
-Niemożliwe- wyszeptał cienkim głosem.- Jakaś psychopatka się we mnie zakochała.
-yhymm- chrząknęła Hermiona.- ale ja widziałam ciebie nie jasnowłosą dziewczynę.
-Istnieje coś takiego jak eliksir wielosokowy- warknął Draco.
-A ty co o tym myślisz Harry ?
-To bardzo możliwe i dość prawdopodobne. Pytanie co teraz zrobimy ?
Zapanowało milczenie, które przerwała niespodziewanie Luna.
-Skoro Ron będzie w Hogwarcie, to ona też się tam pojawi, prędzej czy później.
-Nie można już nikomu ufać, nie będzie wiadomo czy nie zamieni się w kogoś z naszej siódemki.
Oznaczało to tylko jedno. Znowu świat czarodziejów i mugoli jest w niebezpieczeństwie.
-Jest zdolna do wszystkiego- wtrąciła Melissa- i do tego potrafi ująć każdego swoją urodą.
-Wymyślmy hasło, które tylko my będziemy znać.  Na wszelki wypadek. Co wy na to ? -zaproponowałam.
- Błotoryj!- krzyknęła Luna.
Spojrzeliśmy na nią z uśmiechem.
Po przebraniu się w szaty wysiedliśmy z pociągu i pomaszerowaliśmy przez Hogsmade prosto do zamku. Niestety nie odbyło się przydzielanie do domów, bo przecież miało to miejsce wcześniej. Tylko pojedyncze osoby musiały przystąpić do tej uroczystości. Potem jak zawsze swoje krótkie przemówienie wygłosiła profesor McGonagall.  Tradycyjnie po zabraniu głosu przez dyrektorkę zabraliśmy się za jedzenie. Z niecierpliwieniem wypatrywałam Antonie’ego przy stole Ślizgonów, bez skutków.
-Co się tak kręcisz ? - spojrzała na mnie pytająco Hermiona- Szukasz kogoś ?- zapytała spoglądając w tą samą stronę co ja.
-Nie twoja sprawa.- podniosłam się z miejsca.
-O co ci chodzi ?- zapytała cicho.
-O ciebie, jak zawsze.
-Pfff…nie będę z tobą dyskutować, mam inne sprawy na głowie.
-Jakie ty możesz mieć sprawy na głowie? Wszyscy i tak cię wyręczą!- krzyknęłam na cały głos a głowy kilku osób w Wielkiej Sali momentalnie obróciły się w naszą stronę.
-Usiądź, uspokój się- powtarzał Harry.
-Widocznie zasługuję na takie poszanowanie.
-Nie rozśmieszaj mnie. Ty ? Mugolak ?
-Może i mam takie pochodzenie, ale jestem o wiele lepsza od ciebie pod każdym względem.
Zacisnęłam mocno pięści.
-Ooo…Pani Wszystkowiedząca lubi się przechwalać jak mniemam.
-Zaraz powyrywam ci te rude kudły.
Teraz już wszyscy przysłuchiwali się tej kłótni.
Jeszcze trochę i naprawdę powyrywałybyśmy sobie włosy. Szamotaninę przerwała profesor McGonagall:
-Gryffindor traci 100 punktów, za to okropne zachowanie! Nie chcę już słyszeć żadnych słów pod adresem żadnej z was!
Hermiona wybiegła z płaczem a za nią Harry i Ron. Ja po najedzeniu się do syta ruszyłam do dormitorium, nie znając hasła. Na szczęście spotkałam Nevill’a, który jest nowym Prefektem. Podał mi je bez problemu i przy okazji przekazał plan zajęć. Oczywiście na początku przytulił mnie na powitanie i wspomniał, że bardzo za mną tęsknił, wiec to co zobaczyłam po otwarciu dziwnych drzwi, kiedy odłączyłam się od przyjaciół było kłamstwem. Mijając obrazy i zmierzając do portretu Grubej Damy napotkałam na drodze Antonie’ego. Zachwycona jego widokiem rzuciłam mu się na szyję i już chciałam go pocałować, gdy on nagle popchnął mnie mocno na ścianę. Osunęłam się po niej powoli i usłyszałam tylko niewyraźnie wypowiedziane wyrazy.
-Co ty wyprawiasz ?! Opętało cię ?! Masz świadomość z kim zadzierasz ?! - pomknął w drugą stronę korytarza.

------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie ponownie ♥ Z trudem napisałam powyższy rozdział, to wszystko wina tej głupiej choroby :C Przepraszam za błędy i zrozumiem jeśli nie spodobają wam sie moje wypociny. Mam nadzieję, że kilka rzeczy się powoli wyjaśnia. Pragnęłam się wyrobić przed końcem roku z tym rozdziałem, no i proszę :D Błagam o komentarze. Oprócz tego chciałabym wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku :D Żeby był jeszcze lepszy niż poprzedni i aby dopisywało wam szczęście :P Miłego czytania :* Lupinka

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 18. "Kochać" to tak łatwo powiedzieć.

To takie niesamowite uczucie budząc się i zobaczyć prószący za oknem lekko śnieg. Odsłoniłam szybkim ruchem resztę zwisającej zasłony. Całe podwórko pokryte zostało białym puchem. Jeszcze wczoraj nic takiego nie przeszło mi przez głowę. Mój pokój zmienił się przez ten mały remont jaki mama kazała przeprowadzić. Teraz jest bardziej dziewczęcy. Drewniane mebla idealnie współgrają z śliwkowymi kolorami. Wyszłam na korytarz i zapukałam do pokoju  Freda. W środku nie było nikogo.
„A więc to ukrywa mój kochany braciszek”- pomyślałam kilka sekund później.
Wzdrygnęłam się. Cały pokój ozdobił chyba wszystkimi zdjęciami Hermiony jakie miał. Jedne uśmiechały się, drugie robiły głupie miny a jeszcze inne tonęły we łzach. Kolejna osoba, która oszalała na punkcie tej dziewczyny. Ciekawe, że jeszcze Ron tego nie zauważył.
-Co tu robisz?! Oszalałaś?
-Fredziu, gdzie chowałeś się robiąc te zdjęcia ? W krzakach ? Nie wiedziałam, że masz taki talent do fotografii, pewnie cieszysz się, że będzie z nami w święta co ?- zdążyłam wyśmiać go na jednym wdechu- do tego ten światłocień , ten kontrast, cud ,miód i malina.
-Proszę nie mów nikomu, używam zaklęcia niewidzialności, aby były niezauważalne, ale nie sądziłem, że gdy pójdę do łazienki, ktoś tu wejdzie.
 -Jak Ron się dowie, rozniesie cię, mówię serio.
-Dlatego tak bardzo zależy mi na dyskrecji- szepnął, patrząc na mnie z miną małego psiaczka.
-Dobra nikomu nie powiem, ale jesteś mi winny przysługę i to dużą.
-Co tylko zechcesz siostrzyczko- ucałował mnie w policzek- trzeba jeszcze spakować prezenty, w końcu dziś Wigilia.
-Wigilia? Zupełnie zapomniałam. Przecież nie mam żadnych prezentów.
-Spokojnie, masz brata, który może wyczarować dosłownie wszystko.
No i tak się stało, po kilku godzinach męczarni miałam gotowe podarunki, schowałam je pod obluzowaną deską pod łóżkiem. Poczekają tam sobie do wieczora. Nie zabrakło w nich drobiażdżku dla Luny i oczywiście dla moich pozostałych przyjaciół. Prezent dla Draco i Mel wysłałam pożyczając sowę Geroge’a. Resztę tego cudownie zapowiadającego się dnia spędziłam siedząc pod kocem i popijając ziółka zaparzone przez mamę. Kiedy powoli zbliżała się godzina dziewiętnasta  wyjęłam podarki spod deski i na palcach zeszłam na dół. W pokoju stała wielka choinka ozdobiona świeczkami, piernikami i wszelkiego rodzaju bombkami. Zostawiłam prezenty pod drzewkiem i powoli wycofałam się.
-Cholera jasna!- krzyknęłam uderzając się o stojące nieopodal krzesło.
Chwilę potem usłyszałam tupot stup.
-Nic ci nie jest?- zapytał tata gdy zobaczył mnie leżącą na dywanie w salonie.
-Moja ręka, trochę boli- bąknęłam.
-Artur zakładaj płaszcz jedziemy do Świętego Munga, twoja ręka wygląda jakby miała eksplodować.
-Wystarczy, że założycie mi bandaż i będzie dobrze, nie ma potrzeby żeby tam jechać akurat dziś.
-Jeśli nalegasz. Ron przynieś mi skrzynię uzdrowicielską*.
Cała świąteczna kolacja opóźniła się około godzinę. Ale wreszcie nadszedł czas aby rozpakować to co znajdowało się pod choinką. Dostałam kilka naprawdę świetnych rzeczy.
-Dzięki tato, nowa miotła się przyda, ale bardziej ucieszyłbym się z czekoladowych żab- narzekał Ron.
-To dla ciebie- burknął Harry podając mi małe pudełeczko ozdobione kokardą.
- Nie musiałeś-rzekłam ze zdziwieniem gdy po rozwiązaniu kokardki.
W środku znajdowała się srebrna bransoletka z wygrawerowanym napisem  „ Na zawsze twój”.    
-Przepraszam na chwilę- wymamrotałam- idę zaczerpnąć świeżego powietrza.
Wychodząc chwyciłam tylko prezent dla Luny i już mnie nie było. Byłam taka wkurzona, co on sobie myśli, że dzięki jakiejś bransoletce wszystko naprawi. Nie wiem jak udało mi się przejść przez te wielkie zaspy na drodze. Jej dom przyozdobiony był różnokolorowymi łańcuchami, a sama Luna siedziała na ławce wpatrując się rozmarzonymi oczami w niebo.
-Można się dosiąść ?
-Nie ciekawi cię czasem co dzieje się tam –spojrzała jeszcze raz w niebo- u góry ?
Byłam przyzwyczajona do dziwnych pytań przyjaciółki, więc wcale mnie to nie zdziwiło.
-Zdecydowanie bardziej ciekawi mnie co przyniesie jutro.
-Nie obawiaj się jutra Ginny, żyj dzisiejszym dniem, nie wiadomo co przyniesie.
Obie przytuliłyśmy się i kontynuowałyśmy rozmowę.
-Pamiętasz Lupcię? Tę fretkę którą dałam ci na urodziny?
-Mam nadzieje, że twój tata się nią zajął.
-Tak, nie masz się o co martwić, jest jej u nas całkiem dobrze.
Już chciałam powiedzieć Lunie o rozmowie, którą podsłuchałam, ale się powstrzymałam, postanowiłam trzymać to w tajemnicy.
-Trzymaj mam nadzieje, że ci się podoba.
-Mój prezent dla ciebie jest w domu, zaraz go przyniosę, chyba, że chcesz iść ze mną ?  
-Poczekam- powiedziałam krótko.
Rzeczywiście niebo wyglądało dziś nieco inaczej, tak wyjątkowo. Nic dziwnego, że Luna tak się nim zachwycała. Ma rację, nie potrzebnie zamartwiam się tym co będzie jutro, trzeba myśleć o tym co dzieje się teraz. Nagle usłyszałam  czyjeś kroki nieopodal domu.
-Kto tu jest ?
-A jak myślisz ?
-Parzcież miałeś być u rodziny za granicą- wybuchnęłam - A ty ukrywasz się kilka metrów od mojego domu, ale ze mną świąt nie chciałeś spędzić ?!
-Przepraszam, nie zgodziłem się, bo nie wiem czy wypadało- tłumaczył się Antonie.
-To nie powód żeby kłamać.
-To było jedyne wyjście- powiedział siadając obok mnie.
-Ach….przestań, nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
-Co ci się stało w rękę ?
Odpowiedziała mu cisza z mojej strony.
-Ejj, Ginewro!- szepnął i podniósł mój podbródek do góry.
Skrzyżowałam ręce na piersiach, zrywając się na równe nogi. On zrobił to samo.
-Czego ode mnie oczekujesz ?
-Nie wiem- odrzekłam stanowczo.
-Ale ja chyba wiem- powiedział i pocałował mnie delikatnie w usta. Uczucie nie do opisania. Chyba  wreszcie znalazłam osobę, dla której będę wszystkim.
-Kocham cię, od pierwszej chwili kiedy cię zobaczyłem wiedziałem, że jesteś wyjątkowa.
Porwał mnie w ramiona a  następnie obrócił  kilka razy wokół własnej osi.

*skrzynia uzdrowicielska pudełko zawierające np. bandaże, lekarstwa.

---------------------------------------------------------------------------------------------
Hejcia kochani ♥ Na wstępie chciałabym was zachęcić do brania udziału w ankiecie : ) Druga sprawa mam mętlik w głowie, ponieważ niektórzy z was skarżą się, że akcja dzieje się za szybko, inni są zadowoleni. Nie wiem co myśleć. Ja naprawdę staram się wszystko wydłużać, więc proszę o wyrozumiałość. No i ostatnie, chyba najważniejsze. Chciałabym wam życzyć magicznych, szczęśliwych i wyjątkowych Świąt Bożego Narodzenia. Żebyście byli tacy jacy jesteście i nigdy się nie zmieniali ♥ Miłego Czytania :* Lupinka

piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 17. Zagadka.

Jak ludzie mogą być tak okrutni i osądzać innych o takie rzeczy. Nie do pomyślenia. Wydarzeń z wczorajszego dnia nie zapomnę nigdy. Siedzę na miękkim fotelu w pokoju wspólnym, przyglądając się skaczącym w kominku iskrom. Pokoje wraz z dormitoriami ocalały, zadziwiające. Wszyscy wrócili do swoich domów. No może prawie wszyscy, Melissa uparła się, że natychmiast ma być gdzieś przydzielona. Bo nie ma zamiaru się stąd nigdzie ruszać. Została Krukonką, jak każdy z nas podejrzewał od początku. Nathalie natomiast nie została. Zaczęła wahać się czy w ogóle będzie się tu uczyć. Wreszcie wznowi się praca Hogwartu. Nie ma ani chwili do stracenia. Wstałam, ubrałam jeansy i ognistoczerwoną bluzkę. Włosy spięłam w ciasny kok. Pomalowałam lekko rzęsy a na usta nałożyłam czerwoną  szminkę. Większość osób jeszcze spała, ale ja postanowiłam zejść wcześniej na śniadanie. O ile skrzaty w ogóle je zrobią. Przeszłam przez dziurę w portrecie i skierowałam się do Wielkiej Sali. W połowie drogi zatrzymałam się, zauważyłam Melissę i Antonie’ego. Rozmawiali ze sobą bardzo cicho. Podeszłam bliżej i schowałam się za posąg Smoka.
-Podejrzewam, że to ona, to musi być ona- powiedziała z przejęciem Mel.
-Jak to możliwe ? Przecież podobno jest w Azkabanie, nie wypuściliby jej.
-To najmniej mnie teraz martwi, po co się tu zjawiła i dlaczego skrzywdziła Hermionę ?
-Nie wiem, ale jeśli pojawiła się tu raz to pojawi się tu i drugi.
Oboje pokiwali głową i odeszli. W głowie miałam mętlik. Czyli to nie Mel to zrobiła. Tylko jakaś psychopatka z Azkabanu. Wyszłam zza posągu i jak gdyby nigdy nic ruszyłam dalej. Patrzyłam na widok za oknem, jezioro, błonia, Zakazany Las. Zakręciło mi się w głowie. Schody zawirowały mi przed oczami. Upadłam. Jednak nie czułam nic twardego, to było raczej coś miękkiego.
-Fajtłapa z ciebie- usłyszałam czyjś śmiech.
Moja głowa spoczywała na kolanach Antonie’ego. Poczułam intensywny zapach męskich perfum.
-Tak, to oczywiste- odpowiedziałam podnosząc się.
-Zobacz ile mi zawdzięczasz, gdyby nie ja, kto wie co by z tobą było.
-Najwyżej rozcięłabym głowę.
-Nie chciałbym tego- powiedział ze smutkiem.
-Zastanawiam mnie coś, dlaczego czasami jesteś arogancki do bólu a czasami potrafisz być taki, no wiesz.
-Jestem Ślizgonem.
-To wiele wyjaśnia, przepraszam, ale śpieszę się na śniadanie, do zobaczenia -rzekłam i posłałam mu na pożegnanie uśmiech.
Z tego wszystkich zapomniałam nawet zapytać go o Mel. Antonie ma dziwny charakter, to jasne. Ale przy tym jest taki słodki. W Wielkiej Sali było już tyle osób, a przecież wyszłam ponad godzinę wcześniej. Usiadłam szybko koło Rona i nałożyłam na talerz owsiankę. Uczniowie jak gdyby nigdy nic zajmowali odpowiednio swoje miejsca.
-Podaj mi widelec- powiedział Ron ziewając- zaraz idę do Hermiony.
-Nie rozumiem czemu się nią tak przejmujesz, zdradziła cię, pamiętasz ? a poza tym nic jej nie jest.
-Nie mów tak, wiem co zrobiła, ale to nie zmienia faktu rzeczy, że martwię się o nią.
-Nigdy cię nie zrozumiem, przecież…
Nie dokończyłam, bo poczułam, że ktoś przejechał mi palcami po plecach. Odwracając się zauważyłam Antonie’ego. Uśmiechnął się.
-O so mu chiosi ? –zapytał a raczej powiedział z trudem Ron, przeżuwając kolejną porcję jakiegoś dziwnego dania.
-Nie mówi się z pełnymi ustami, tak na marginesie.
-Smacznego wszystkim!-  krzyknął Harry siadając naprzeciwko mnie.
-Podaj mi jeszcze te parówki Ginny!
-Proszę o ciszę- odezwał się głos profesor McGonagall- chciałabym coś powiedzieć. Przeżyliśmy ostatnio bardzo trudny czas. Pożegnaliśmy wiele wspaniałych osób. Postanowiłam, że teraz odbędzie się coś na po dobę dwutygodniowych wakacji.  Po świętach znowu się tu zobaczymy, aby odrobić poprzedni stracony rok. Będę pełnić funkcję dyrektora Hogwartu, jak już wiecie. Chciałabym, aby wydarzenia z poprzednich miesięcy były dla was przestrogą i abyście pamiętali jak ważni są dla was bliscy, to tyle. A teraz bierzcie się za jedzenie. -dokończyła.
-Nje mam cos apetytu.
-Ron, jesteś obrzydliwy –zaczął Harry-jesz jak świnia.
-Co robimy dzisiaj ?        
-Chyba nie ma sensu żeby tu zostawać, jednak na nic się tu nie zdamy, może pojedziemy do domu ?- zapytałam.
-Co z Hermioną? – zapytali odboje równocześnie i spojrzeli na siebie z odrazą. Ron dalej miał żal do Harrego.
-Zabierzemy ją ze sobą jeśli chcecie.
-Dzięki siostrzyczko, idziemy po nią.
-Taaa….zostawcie mnie tu samą.
Wielka Sala powoli pustoszała, zostało tylko kilka osób. Przy stole nie było nikogo. Chęć powrotu do domu była silniejsza od pomocy w zamku. Za kilka dni rozpoczynają się święta wypadałoby zaprosić kogoś z kolegów. Luna wróci do ojca, Mel będzie z Draco, a Antonie ?  Nic mnie z nim nie łączyło , ale coś ciągnęło mnie do niego. Luna wspominała, że nie ma rodziców. Mama i tata nie mieliby mi chyba tego za złe.
-Witaj znowu droga Gin!
-Cześć- odpowiedziałam Antonie’mu- tak sobie myślałam, może chciałbyś spędzić ze mną święta w moim domu ?
-Nie, dzięki, mam inne plany, wyjeżdżam do rodziny za granicę- powiedział spuszczając głowę.
-Aaa…rozumiem.
-No to co jedziemy ?- zapytał znienacka Harry.
-Jestem gotowa-odrzekłam, nie spoglądają nawet na Antonie’ego.
Było mi przykro, myślałam, że mu na mnie zależy, widocznie się myliłam. Tata, który wrócił  wcześniej do domu, wysłał po nas mugolski samochód. Podróż była mało przyjemna, siedziałam z tyłu ze śpiącą Hermioną. Kiedy dojechaliśmy poczułam ulgę. Brakowało mi tego miejsca.

----------------------------------------------------------------------
Hejka ♥ No więc tak, ten rozdział dedykuje wspaniałej  Lunałce ♥ (widzę, że ktoś tu zmienił nazwę ♥), dzięki której udało się wstawić ten szablon. A właśnie, chciałabym poznać wasze zdanie na jego temat :P Podoba się ? Dziękuję za wszystkie komentarze i proszę o jeszcze więcej pod tym postem.  Jeśli chcecie dodać kom. to klikacie na ten biały prostokącik na dole. Miłego Czytania :* Lupinka

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 16. Wieczny sen

Przyglądałam się tej scenie bardzo długo. Draco jest taki czuły. Nigdy nie widziałam takiej osoby. W sumie widziałam, ale on to co innego. Dlaczego wszyscy mają szczęście w miłości oprócz mnie ? Czy ja mam na czole napis: „Zdradź mnie” ? Nie sądzę. Z resztą, to nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że teraz wszystko będzie po staremu. Jak kiedyś.
-Co tam rudzielcu ?- usłyszałam za sobą nieznajomy głos.
-My się znamy ?-zapytałam po chwili zastanowienia, chłopaka, którego skądś kojarzyłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
-Jak możesz mnie nie pamiętać kotku ? –powiedział dotykając dłonią mój policzek.
-Łapy przy sobie!- krzyknęłam.
-Jestem Antonie Caremblow- rzekł nie zwracając uwagi na moje zbulwersowanie. 
-Ginewra Weasley- odpowiedziałam spode łba.
-Nie patrz tak na mnie!
Zmrużyłam jedno oko.
-Tak się odpłacasz za to co dla ciebie zrobiłem ?
-Chwila…ale co ty takiego dla mnie zrobiłeś ?
-Uratowałem ci życie zapomniałaś ?
-Nie przypominam sobie niczego takiego, przykro mi – powiedziałam z szyderczym uśmiechem, ale po chwili dodałam- to ty uratowałeś mnie z tych ściskających sideł ?
-W rzeczy samej- powiedział bez wyrażenia żadnych emocji.
-Naprawdę ? Jestem ci dozgonnie wdzięczna, nie wiem co powiedzieć.
-Daruj sobie, teraz zaczynam żałować, że ci pomogłem, twoja jadaczka wcale ci się nie zamyka.
-Palant- wymamrotałam pod nosem.
-Nie zajmuj mojego cennego czasu, idź sobie!
-To ty do mnie podszedłeś a tak po za tym to ja też  mam inne rzeczy na głowie niż słuchanie twoich dennych tekstów, odchodzę- rzekłam i zarzuciłam włosami.
-Nie czekaj, to ja ODCHODZĘ- wycedził i poszedł do zamku.
-Widać, że nowy, typowe- powiedziałam łapiąc się za głowę.
Moją uwagę przykuł teraz wygląd zamku. Nie wyglądał wcale tak źle, z racji tego, że walki odbywały się głównie na zewnątrz. Co prawda zdarzały się przypadki gdzie czarodzieje toczyli pojedynek także tam. Sądząc po wielkim talencie profesorów na pewno uda się go odbudować i przybierze swój dawny, jakże wspaniały wygląd. Udając się do skrzydła szpitalnego mało nie dostałam zawału. Przez te wszystkie szkody, zrobiło się o wiele większe. Łóżek nie starczało dla poszkodowanych, dlatego większość miała swoje wyznaczone miejsce na podłodze. Rodziny opłakiwały swoich bliskich. Dla niektórych nie było już żadnego ratunku. Polegli. Cieszyłam się, że nikt z mojej rodziny nie umarł ani nie jest jakoś poważnie ranny. Do czasu. Nad łóżkiem znajdującym się koło drzwi dostrzegłam moich przyjaciół, rozmawiali nad czymś gorączkowo. Tylko kto na nim leżał? Podchodząc bliżej to już nie było dla mnie żadną tajemnicą, to była Hermiona.
-Co tu się dzieje?- zapytałam towarzyszy.
-Mamy problem rzucono na Hermione poważne, bardzo skomplikowane zaklęcie. Udało nam się opanować sytuację, mogła umrzeć ,ale doprowadziliśmy do tego, że zasnęła, nie wiadomo na jak długo- powiedział Ron.
-Wiadomo kto to zrobił ?
-Przed „odejściem” udało jej się wykrztusić tylko jedno: Melissa.
-Nie możliwe- zdążyłam odpowiedzieć niż Ron powiedział mi coś więcej.
-Od początku wydawała się jakaś dziwna, ale ty ją tak broniłaś, pomogła nam, ale widocznie miała ku temu jakieś powody.
-O jakich powodach mówicie ?! – krzyknęła dość głośno Melissa wchodząc razem z Draco do skrzydła.
-W samą porę- odezwał się Harry- Nie wiesz może jak doszło do tego, że Hermiona leży tu teraz prawie konająca ?
-Oj…strasznie mi przykro…..
-Strasznie ci przykro tak ? to twoja wina, tylko twoja- jęknął i rzucił się na nią Ron.
-Przestań!- Draco starał się go powstrzymać.
-Nie mam z tym nic wspólnego.
-Możecie się uspokoić, nie pozwolę na taki harmider w tym miejscu- wrzasnęła pani Pomfrey.
-Czekajcie, nie mamy do niczego pewności, zobaczycie wkrótce wszystko się wyjaśni, jestem tego pewna.- powiedziałam patrząc na Melissę, która wtuliła się niepewnie w ramiona Draco.

 --------------------------------------------------------------------------------------
No hej ♥ Zacznę od tego, iż pewnie zauważyliście, że dodaje szybciej rozdziały, nie zważajcie na te informacje u góry. Ponieważ ona dotyczy do którego dnia dany rozdział ma się pojawić, maksymalnie  : ) Jest mi trochę smutno, gdyż pod niektórymi rozdziałami jest np. 8 albo 10 komentarzy  a pod ostatnim zaledwie 4 : ( Nie jest to zbytnio motywujące, dlatego jeszcze raz bardzo, ale to bardzo proszę aby każdy kto tu zagościł i przeczytał cokolwiek zostawił komentarz. Zajmie to wam tylko chwilkę a mi to naprawdę pomaga. Dziękuję mojej przyjaciółce LoveGood za wsparcie ♥ Miłego czytania :* Lupinka