piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 22. Rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać.

To jest jedna z tych nieprzespanych nocy, gdy siedzisz bezczynnie wpatrzona w sufit, zastanawiając się czy to wszystko ma sens? Czy aby znajdujesz się, we właściwym miejscu? Zadając sobie pytania typu: Co by było gdyby? Jednocześnie odpowiadasz w duchu: Nie da się zmienić tego, co już się stało. I tak było w moim przypadku. Łzy nie przestawały spływać po policzkach od kilku godzin. Siedząc sama zamknięta w łazience zrozumiałam  dwie rzeczy. Po pierwsze: Tracę, a właściwie straciłam kolejną bliską mi osobę. Jego śmierć to tylko kwestia czasu. Bez względu na wszystko, był dla mnie kimś ważnym. Po drugie: Nie dobrym pomysłem na zaspokojenie smutku jest popijanie Ognistej  Whisky.
Analizowanie przerwały mi prawie niesłyszalne kroki, stawające się coraz głośniejsze.
-Czego?- wybełkotałam dziwacznie, słysząc szarpanie za klamkę.
-Wyłaź stąd, siedzisz tam już kilka godzin! Co można tak długo robić w łazience.- wrzeszczała Hermiona.
-Nie widzisz, że zajęte?! Zrób mi tę przysługę i odejdź.- tarmosiłam się robiąc przed każdym słowem krótką pauzę.
Jedna z butelek poturlała się po podłodze.
-Co to było? Otwórz, natychmiast!- szybko zareagowała.
Uchyliłam powoli drzwi i odważyłam się pokazać kawałek zapłakanej i rozmazanej od tuszu twarzy.
-Coś jeszcze?- wypuściłam alkoholowy oddech wprost na nią.
-Jesteś kompletnie pijana- powiedziała zrezygnowana, wyciągnęła mnie z pomieszczenia biorąc pod pachę butelki- widzę tu nie tylko Whisky, skąd masz resztę?
-Nie ważne- wypaliłam. Naprawdę nie wiedziałam skąd je mam.
-Ejejeje…chodź, zaprowadzę cię do pokoju.
-Żyje jeszcze?- widziała co mam na myśli.
Kiwnęła lekko głową.
-To nie potrwa długo.
-Chcę go zobaczyć- bez namysłu ruszyłam do wyjścia.
-W takim stanie? Nie dojdziesz tam o własnych siłach.
-Więc mi pomóż.
Szłam chwiejnym krokiem prowadzona przez Hermionę.
-Wybudził się kilka godzin temu, jednak nie oznacza to poprawy.
Harry leżał na łóżku. Miał podkrążone przekrwione czy, poczochrane włosy. Schudł w oczach. Widać było, że trucizna niszczyła każdy cal jego ciała. To nie był ten sam Harry. Gibając się na każdą stronę usiadłam na krześle obok.
-Jak tam?- zadałam żałosne pytanie.
-Świetnie.- odpowiedział wpatrzony we mnie- Cieszę się, że jesteś przy mnie w ostatnich minutach mojego życia.
Zaśmiałam się ironicznie (to wina alkoholu).
-Widzę, że nawet teraz poczucie humoru cię nie opuściło, wyjdziesz z tego- chyba nie jestem zbyt przekonująca.
-Nikt nie daje mi jakikolwiek szans na przeżycie, aż tu nagle przychodzisz ty i mi to oznajmiasz.
-Bo inni nie mają nadziei.- to było pierwsze zdanie jakie udało mi się powiedzieć normalnie myśląc.
-Przepraszam za wszystko, za wszystkie głupoty, które ci wyrządziłem. Żałuję, naprawdę żałuję. Nie chciałem w to wierzyć, ale wiem, że Antonie będzie dla ciebie lepszym chłopakiem niż ja.
-Byłeś wspaniałym chłopakiem.
-Nie sądzę.
-Nigdy cię nie zapomnę Harry- przyłożyłam jego rękę do ust.
-Ja ciebie również. Czuję się teraz spełniony, mogę już odejść.
Puścił moją rękę. Jego oczy powoli się zamykały, gdy w końcu zamknęły się do końca. Opadłam bezwładnie na łóżko cała roztrzęsiona. Następna osoba odeszła, jestem świadkiem kolejnej śmierci.

***
       Aniele śmierci proszę powiedz mi, czemu w stosunku do nas jesteś obojętny?
                                                                                                                                 Grubson
                                                                                                                                   
Skończyło się. Nie mam odwagi by dalej żyć. Nie mam siły, nie chcę, nie umiem. Widok z Wieży Astronomicznej nocą, stojąc na murze jest zaskakujący. Cieszę się, że to będzie mój ostatni widok. Zabiorę go ze sobą, będzie mi przypominał Hogwart i wszystkie rzeczy z nim związane. Jestem tchórzem, bo tylko tak można nazwać osobę, która postanawia skończyć te niezwykłą przygodę jaką jest życie. Dla mnie jest ono jedną wielką niewiadomą, która w moim przypadku zamieniła się w koszmar. Będąc pod wpływem alkoholu chyba przyjdzie mi skończyć to szybciej niż gdybym była w pełni trzeźwa. Modlę się w duchu, żeby nikt nie zauważył mnie tak stojącej, bo cały plan poszedłby na marne. Już czas, by to zrobić. Poruszam nerwowo nogami. Rozkładam szeroko ręce. Przed oczami mam zmartwione twarze rodziców i Rona.
-Przepraszam- mówię przez łzy.
Przygotowuję się do skoku. Dobrze, że mam na sobie zwykłe ubrania. Jedną nogę wystawiam do przodu. Biorę głęboki oddech. Powoli odrywam drugą nogę od podłoża i…
-Stój, nie rób tego!!!
Odwracam głowę do tyłu i ku mojemu zdziwieniu widzę Antonie’ego.
-Proszę!- podszedł.
-Zostaw mnie, nie potrzebuje twojej pomocy.
-W tym momencie sama się oszukujesz. 
Zastygłam w bezruchu.
-Nie musisz kończyć życia. Nie ty. Nie przyszedł jeszcze na to czas.
-Skąd możesz to wiedzieć?- krzyknęłam.
-Wiem więcej niż ci się wydaje i nigdy nie pozwolę ci tego zrobić.To wszystko przez alkohol.
-Chcę to zrobić, nie utrudniaj mi tego.
Wbrew mojej woli złapał mnie delikatnie za dłoń i pomógł mi zejść. Wtuliłam się w jego ramiona. Odruchowo wziął mnie na ręce i otoczył swoim torsem.

------------------------------------------------------------------------------
Przybywam z nowym rozdziałem :D W całości napisałam go słuchając piosenki Grubsona- Na szczycie oraz Starset- My Demons. Standardowo przepraszam, za błędy, to mój pierwszy blog, dopiero się uczę ^^ Co do rozdziału wyszedł taki jaki wyszedł. Nie wiem czy wam się spodoba. Przepraszam fanów Hinny :C Chcę powiedzieć, że Harry tak do końca nie zniknie. Proszę o komentarze, gdyż jest ich bardzo mało, szmutno mi :X Jednak jestem wdzięczna tym którzy się poświęcają i to czytają :D ♥ Miłego Czytania :* Lupinka

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 21. Uśmiech przez łzy.

Obojętność. Tym aktualnie darzyłam Hermionę. Nie wiem czy kiedykolwiek będziemy takimi samymi przyjaciółkami jak przedtem. Kłótnie i szantaże nie miały tu zupełnie sensu. Ona też tak uważała. Byłam dla niej miła, jeśli było trzeba to i na siłę, byleby tylko nie spowodować jakiejś szarpaniny. Ron chyba wreszcie zrozumiał, że nie ma u niej szans i dał sobie spokój ze wszystkimi komplementami oraz ciągłym obsługiwaniem jej. Stała się dla niego zwykłą koleżanką. Z Harrym natomiast nie zamieniłam słowa od kiedy dostał szlaban. Chodził przygnębiony po zamku a gdy tylko mnie spotkał od razu posyłał mi smutne spojrzenie.
***
Po ciężkim dniu wyczerpujących zajęć, przyszła pora na wieczorne spotkanie drużyny na boisku. Jako przyszły kapitan muszę zorganizować nabór do drużyny. Ubrałam ciepłe buty, zarzuciłam kurtkę i wyruszyłam na błonia. Na trybunach siedziała moja drużyna w niepełnym składzie.
-Jestem!- zawołałam znacząco do zawodników- Ron, Dean jak się macie?
-Skąd ten entuzjazm?- wtrącił Dean.                           
-Ginny, jak mamy wygrać mecz ze Ślizgonami, kiedy zamiast siedmiu zawodników jest nas trójka.
-Gramy ze Ślizgonami? Kiedy?
-Za dwa tygodnie.
-Wywieszę informacje w Pokoju Wspólnym, jeśli ktoś będzie miał ochotę grać to zgłosi do nas ze swoją kandydaturą- zachichotałam.
-Plan prawie idealny. A jeśli nikt się nie zgłosi?
-Zmusimy ich siłą- dokończył Ron.
-Mówię serio.
-Spokojnie Dean, wiem kto by się nadawał.
-Kto na przykład?
-Twój kumpel Seamus, jako ścigający razem z tobą i Ronem.
-Co? Przecież jestem obrońcą.
-W meczu ze Ślizgonami ja obejmę tę funkcję zgoda? Wiec brakuje nam szukającego i pałkarzy. Nie licząc ścigającego, którym na sto procent będzie Seamus. Twoją rolą Dean jest przekonanie go, żeby się zgodził- zwróciłam się do czarnoskórego chłopaka.
-Nie ma sprawy. Chciał kiedyś grać. Już 21:00? Nie odrobiłem pracy z zielarstwa. Do zobaczenia jutro.- pomachał nam na pożegnanie i pognał w stronę zamku.
-Zostaliśmy sami braciszku- poklepałam go po plecach- Nie przejmuj się tą sprawą z Vivian, nie warto. Jak dotąd się tu nie zjawiła, może nie ma odwagi, albo to ściema. Bo skąd ona cię niby zna? Przecież nie wiemy nawet jak wygląda. Ron? Ron, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Stałem sobie spokojnie przy gablotce w Miodowym Królestwie, podziwiałem te wszystkie smakowitości. Nie od dziś mam do nich słabość. Wtedy podeszła do mnie jakaś dziewczyna, trochę z nią porozmawiałem. Nieznajoma była piękna, ale skrywała jakąś tajemnice, byłem tego pewny. Wydawało mi się, że jej serce jest przepełnione najczystszą goryczą. Jakby nosiła maskę i ukrywała swoje prawdziwe uczucia. Nie spytałem jak się nazywa.
-Chyba nie sądzisz, że to ona? Czemu wcześniej mi tego nie powiedziałeś?
Przygryzł wargę.
***
-Przeprosiłam Melissę za te podejrzenia. Kiedy powiedziałaś mi o Ronie. Moje sumienie nie wytrzymało.
-To miło z twojej strony- uśmiechnęłam się i dalej skrobałam słowa związane z zaproszeniem chętnych osób do drużyny.
-Nie gniewasz się już na mnie, za to co stało się w lato?
-Nie wracajmy do tego dobrze?
-Oczywiście, rozumiem. Co? Znowu list? -otworzyła okno, by wpuścić sowę do środka.- Jasny gwint.
-Co się stało?
-Nic, nic, serio.
-Twoja mina mówi co innego.
-Przecież mówię, że nic.
-Jak chcesz, nie musisz mi niczego tłumaczyć.
Opuściłam komnatę zrzucając książki z łóżka. Przywieszając notkę na tablicę zauważyłam kątem oka jak wyszła za mną tylko o wiele ciszej.
-Co twoje sumienie znowu nie wytrzymało? Przyznaj, że nie umiesz nic trzymać w tajemnicy- fuknęłam.
-Oj nie gniewaj się już. I tak to prawda, muszę się komuś wygadać. Ktoś ciągle przysyła mi jakieś, jakby to powiedzieć, miłosne listy.
-Nie mówisz poważnie? -zaśmiałam się.
-Posłuchaj: Droga Hermiono, moje serce wciąż odlatuje na skrzydłach niewidzialności, gdy tylko myślę o tobie. Dałbym wszystko żeby tylko moje oczy ujrzały twą twarz.
-Ummm…hahahhahahha- wybuchnęłam- Jakiś poeta się trafił co?
-To nie jest śmieszne, to jest przerażające rozumiesz?
-Przesadzasz, ja też chciałabym dostawać takie listy.
Spojrzała na mnie spode łba i rzuciła mnie leżącą nieopodal fotela poduszką. Do pokoju weszła właśnie Fay Dunbar i wtedy mnie olśniło.
-Cześć- rzuciłam- tak mi się przypomniało, że rok temu chciałaś być w naszej domowej drużynie. Musisz wiedzieć, że ja stawiałam na ciebie, ale decyzja nie zależała wtedy do mnie- zapowietrzyłam się- Jak zapewne wiesz mamy braki w drużynie, brakuje nam pałkarzy…
-Zgadzam się- krzyknęła a w jej oczach pojawił się błysk.
-Poinformuję cię o spotkaniu.
-Mówiłam ci, że wszystkich znajdziesz- żachnęła się Hermiona. 
-Jak na razie, sama łażę za ludźmi. Czemu wszyscy są tacy leniwi?
***
-Seamus jest gotowy do pracy. Ma się ten dar przekonywania.
-Brawo Dean, jesteś niesamowity- pocałowałam go w policzek.
Mogłabym przysiąc, że się zarumienił.
-Fay jest naszym nowym pałkarzem. Najlepsze jest to, że wiem kto może być szukającym.
-Kto taki?
-Nevill oczywiście.
-Czemu wcześniej o tym nie pomyśleliśmy?
-Bo to my.
-Masz ochotę wyskoczyć w sobotę ze mną do Hogsmade?- zmienił temat.
-Wybacz, ale obiecałam coś komuś i muszę dotrzymać słowa- skłamałam.
Nie miałam ochoty na nowy związek. Po tym co się stało z Antonie’em.
-W takim razie może kiedy indziej.
***
Co do drugiego pałkarza miałam najwięcej wątpliwości. Gdy już myślałam, że mam to z głowy, okazywało się dana osoba jest np. uczulona na latanie lub na stroje Gryfonów. Ludzie chyba postradali zmysły. Przez to wszystko zasypiałam na praktycznie każdej lekcji.
-I takim to sposobem elfy w 1767 wygrały wojnę z olbrzymami.- skończył profesor Binns.
Luna szturchnęła mnie w ramię.
-Jeszcze chwilę- ziewnęłam-przecież tutaj każdy śpi.
Mówiłam prawdę, ale chyba w nieodpowiednim momencie. Nad moją ławką stała dyrektorka we własnej osobie.
-Proszę za mną Weasley- rozkazała.
Ślimaczyłam się za nią powolnym krokiem.
-Proszę się pospieszyć.
Otworzyła mi drzwi przed nosem i wskazała na krzesło.
-Przepraszam, że przerwałam ci lekcyjną drzemkę. Zważywszy na sytuację w jakiej się znajdujemy przymknę na to oko.
-Jaką sytuację ma pani na myśli?- spytałam zdenerwowaną kobietę.
-Rano odnaleziono kilku nieprzytomnych uczniów naszej szkoły w łazience prefektów. W tym Wybrańca.
Momentalnie łzy napłynęły mi do oczu. Zaczęłam szlochać. Odsunęłam krzesło z hukiem.
-To nie on. Niemożliwe. Nie.
-Został otruty. Próbujemy go ratować. Ale trzeba przygotować się na najgorsze. Na razie nie wiemy kto mógłby przyczynić się do tej zbrodni.
W ustach miałam już gotową odpowiedź. Domyślałam się kto za tym stoi.
-Proszę mi wybaczyć- powiedziałam z nieobecnym wyrazem twarzy.
W mgnieniu oka znalazłam się na dziedzińcu Hogwartu. Zobaczyłam go, leżał na kocu nieopodal jeziora. Powtarzał, że lubi przebywać nad wodą. Gdy zorientował się, że podążam w jego kierunku wstał.
-Co ty do cholery sobie wyobrażasz? Kim ty jesteś?
-O czym ty mówisz?
Popchnęłam go z całej siły przed siebie.
-Nie udawaj niewiniątka. Teraz postanowiłeś otruć wszystkich w zamku tak?
-To nie moja wina, przysięgam.
-To, że mnie pobiłeś to też nie twoja wina zgadza się?
-Jeśli chodzi o to pobicie, to nie wiem co we mnie wstąpiło. Bardzo mi przykro. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
-Nigdy ci nie daruję, nie po tym co zrobiłeś Harremu, ty idioto.
Zbliżył się do mnie szybko, na twarzy czułam jego ciepły oddech.
-Czy ty nie widzisz tego co tu się dzieje? Vivian wprowadza swój plan w życie, a pierwszym z jego elementów jest pozbycie się raz na zawsze Harrego Pottera.

-------------------------------------------------------------
Witam :* Przepraszam za drobne opóźnienie, miałam a raczej mam kilka problemów, z którymi muszę się uporać. Ale rozdział jest. Od razu przepraszam za długość i za to, że wieje tu nudą. Mam nadzieję  że mi wybaczycie :) Jeżeli chodzi o Shoutbox'a to piszcie, spamujcie, wyrażajcie opinie, czatujcie ze mną lub z innymi czytelnikami. Miłego czytania :* Lupinka

CZYTASZ= KOMENTUJESZ.

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 20. Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los.

Otworzyłam powoli spuchnięte powieki. Czułam niemiłosierny ból głowy. Nie wiem dokładnie co się stało, pamiętam tylko Melissę i Dracona, którzy odnaleźli mnie na podłodze i błagali innych o pomoc. I znalazłam się w Skrzydle Szpitalnym w pierwszym dniu szkoły. Nowy rekord. Gryffindor powinien zostać obdarowany dodatkowymi punktami.
Nie było tu, aż tak wielu osób, zapewne większość po bitwie po prostu przeniosła się do Munga, bądź po prostu do domu.
-Obudziłaś się- uśmiechnął się Draco łobuzersko.
-Jak widać- podniosłam się sycząc z bólu.
-Nie wstawaj, nie wolno ci- poprawił mi poduszkę- Nieźle cię poturbował.
-Kto?
- Caremblow, Ślizgon z mojego pokoju. Ale spokojnie nic ci już nie zrobi, Harry się nim zajął i oboje mają szlaban.
Poczułam skurcz w żołądku.
-Nie widzi pani, że już z nią lepiej ? Wygodniej byłoby jej w swoim pokoju- przekonywała pielęgniarkę Melissa- Nawet się obudziła. TO CUD PROSZĘ PANI, CUD!!!- wrzeszczała unosząc ręce ku górze.
-Jeśli nie przestaniesz krzyczeć, to osobiście przygotuje ci łóżko obok niej i postawie diagnozę dla chorej psychicznie.
Melissa lekko spoważniała.
-Podsumowując nie wypuszczę jej z zabandażowaną głową, rozciętą wargą i wytarmoszoną kończyną górną. Koniec dyskusji. A wy macie mi pomagać a nie zajmować się pogawędkami. Muszę was opuścić mam innych pacjentów.
- Osobiście przygotuje ci łóżko obok niej i postawie diagnozę dla chorej psychicznie.- naśladowała cicho cienkim głosem pielęgniarkę.- Wredne babsko. Zrobiłam wszystko co w mojej mocy kochana.- powiedziała łagodnie kładąc mi rękę na ramieniu.
Mimo zarzutów bardzo dopisywał jej humor.
-Nie musisz się dla mnie tak poświęcać. Nie powinniście być na zajęciach ?
-Zwolniono nas, jesteśmy twoimi opiekunami, poza tym należymy do KMU.- wyprostował się nagle, pokazując mi plakietkę z dziwnymi literami i wężem.
-KMU ? Cóż to znowu ?
-Klub Młodych Uzdrowicieli- wyjaśniła Melissa wskazując mi swój znaczek tym razem z krukiem.
-Nigdy nie przestaniecie mnie zaskakiwać.
-Draco na ostatnim łóżku pacjent ugryziony przez  Buchorożca, idź mu pomóż.
Młody Malfoy pomaga innym, zadziwiający widok.
-Hasło? 3…2…1…
-Błtoryj- rzekłyśmy razem.
-Myślisz, że jest w zamku?- zaczęłam.
-Niewykluczone. Ginny…Boję się, że będzie się mściła, na wszystkich, na tobie, na Draconie, na Harrym, rozumiesz ?
-Tego nie unikniemy.
***
Wzdrygnęłam się na samą myśl ile będę miała zaległości przez to wszystko. Nie zdążyłam nawet przypatrzeć się nowym nauczycielom podczas uczty. Byłam zajęta wymienianiem ostrych uwag z Hermioną. Jednak o wiele bardziej zastanawiało mnie zachowanie Antonie’ego, co skłoniło go do tego czynu ? Czy był w pełni świadomy tego co zrobił ?
Z dnia na dzień samopoczucie oraz zdrowie powoli powracało. W najgorszym stanie była lewa ręka. Palce zesztywniały mi jakbym nie poruszała nimi przez lata. Ale wreszcie nadszedł dzień tzw. „wypisu”. Spakowałam wszystkie potrzebne książki, które przyniósł mi Ron. Zaczynaliśmy eliksirami wraz z Krukonami. Wszystko układało się po mojej myśli gdyby nie to, że zmierzałam ku lochom w piżamie. W jak najszybszym tempie (na jakie było mnie w obecnej chwili stać) ruszyłam do Pokoju Wspólnego. Naciągnęłam szybko szatę i poprawiłam włosy. Kątem oka na tablicy zauważyłam notkę o jutrzejszym spotkaniu na boisku Quidditch’a. Już miałam wychodzić, kiedy na ziemię runęła cała torba z jej zawartością.
-Czemu akurat teraz? -mruknęłam. Miałam już pięciominutowe spóźnienie.
***
-Dzień Dobry, bardzo przepraszam za spóźnienie-wpadłam do podziemia- Byłam w…
- Zajmij miejsce przy kociołku- poinformowała mnie kobieta w neonowej sukience do kolan i pieprzyku pod okiem.- Powtórzę dla jasności. Nazywam się Gregoria Jogero. Będę was nauczać szlachetnej sztuki ważenia i przyrządzania eliksirów na waszym poziomie, oczywiście. Dziś waszą pracą dla przypomnienia będzie przygotowanie bardzo łatwego Eliksir Bujnego Owłosienia, który sprawdzi waszą znajomość tego przedmiotu. Na co czekacie? Na zaproszenie ?
Uczniowie zabrali się do robienia, tego jakże łatwego eliksiru, nie obyło się bez wcześniejszego zaglądania w książkę. Profesor Jogero pilnie obserwowała nasze wyczyny mamrocząc pod nosem różne niewyobrażanie świńskie przekleństwa. Jej poruszanie się na uginanych nogach przypominało mi taneczne kroki baletnicy.
Nigdy nie byłam dobra z eliksirów, ale miałam wrażenie, że poszło mi całkiem nieźle, jak na pracę jedną ręką. Wszyscy skończyliśmy piętnaście minut przed końcem lekcji.
-Czas abym oceniła sobie te pomyje- podchodziła do każdego z nas osobna i co chwila wtrącając swoje uwagi.
-Lovegood bardzo dobrze. Należy ci się P.- wskazała na wywar Luny.
-To teraz nasza spóźnialska. Co by ci tu dać. Nie wiem czy twój wywar pomógłby choćby wyliniałemu kotu. Ale niech będzie Z.
„Może na pani wypróbujemy pani profesor?”- pomyślałam.
Okazało się, że najgorszą ocenę w całej klasie, dostała Melissa, ale nie zdziwiło mnie to zbytnio, nigdy nie miała z tym wcześniej styczności.
-Na następną lekcję, proszę wyjaśnić zastosowanie Eliksiru Bujnego Owłosienia u ważnych osobistości świata magicznego. Długość zadania nieokreślona.
Następne zajęcia czyli zielarstwo, dwie godziny zaklęć minęły bez żadnych szczególnych komplikacji. Wreszcie przyszła pora na obronę przed czarną magią z Puchonami. Ciekawość zżerała mnie od środka. Nie miałam pojęcia kogo można się spodziewać.
-Czarna magia od lat przerażała ludzi. W sytuacja zagrożenia zostawali oni wystawieni na próbę. Tak jak wy przy spotkaniu z Voldemortem. Większość nie dawała sobie rady. Ja chcę was przygotować tak abyście byli nielicznymi uczniami potrafiącymi dobrze machać różdżką.
-Nie przedstawi się pan ? – zachęciła go niebieskowłosa Puchonka. Zaraz niebieskowłosa ? Kto to jest ? W dodatku cały czas uważnie mi się przygląda.
-Ach tak…Na imię mi Joseph. A moje rodowe nazwisko brzmi Privenstel. Współpracowałem z Ministerstwem Magii a teraz dla odmiany nauczam w Hogwarcie. Profesor McGonagall poinformowała mnie, że są wśród nas, dość wybitni czarodzieje. Niejaka Ginewra Wastly.
-Weasley, proszę pana- poprawiłam profesora.
-Tak, tak na pewno- uśmiechnął się Privenstel- Mam na ciebie oko.  Przejdźmy do lekcji. Dzisiejszy temat: Podstawowe informacje o magii czarnej i białej.- zdążył wykrztusić a na tablicy pojawiło się wypowiedziane zdanie.- Czarną Magią nazywamy ten rodzaj Magii, który służy czynieniu zła. Czarną magią posługują się głownie czarnoksiężnicy. W przeciwieństwie do czarnej magii obejmuje czary działające na korzyść innych, tudzież używane do dobrych celów lub przynajmniej nie wyrządzające nikomu szkody. Podstawowe różnice pomiędzy czarną a białą magia to: cel, stopień umiejętności czarodzieja który posługuje się czarną a białą magią  i skutki. Magię białą i czarną dzielimy również na: niską i wysoką. Proszę o tym pamiętać. Jest to bardzo ważne zagadnienie. Warto dodać, że najważniejszymi czarnoksiężnikami, którzy posługiwali się czarną magią byli: Fiodor Salvalez II Okrutny, Trauma Szurman, Frodo Eternit, Bartosz Igielnik. To wszystko, dziękuję. Panna Wesley proszona jest o pozostanie.
Gdy wszyscy wyszli profesor zaczął:
-Nie wiem czy wiesz, ale pod koniec roku w Hogwarcie odbędzie się Turniej Wiedzy i Umiejętności Magicznych, każdy nauczyciel musi wybrać jedną osobę z całego roku która będzie reprezentowała dany przedmiot. Zadawane będą pytania i zadania z różnych dziedzin. Nie masz się o co martwić pani Hooch nie bierze w tym udziału- powiedział jakby czytał mi w myślach.- No więc przemyślałem to sobie, ty i kilka innych osób świetnie by się nadawało. Zanim podejmę ostateczną decyzję będę się tobie przyglądał i sprawdzał jak dajesz sobie radę na lekcjach.
-Jest pan pewny, że z nikim mnie pan nie pomylił ?- wypaliłam- To co udało mi się wyczarować lub to co obroniłam, to był przypadek, zwykły głupi przypadek.
-Prawdziwy talent nie jest widoczny na zewnątrz, prawdziwy talent skryty jest w środku, moja panno. Wiedz, że do niczego cię nie zmuszam, po prostu się zastanów.
-Miłego popołudnia panie Privenstel- odrzekłam krótko.
Zbliżałam się powoli do wyjścia, gdy nagle przejście w drzwiach zatarasowała mi tajemnicza niebieskowłosa.
-Jestem tu nowa. A ty pewnie jesteś Ginny prawda ? Miałabym prośbę. Oprowadzisz mnie po zamku?
Jej oczy przepełnione były okrutnością. W każdym razie coś mnie od niej odrzucało.
-yoooyooo….-wydukałam- Przykro mi, ktoś na mnie czeka.
-Nic nie szkodzi, do zobaczenia potem.
Przyśpieszyłam kroku, który po chwili zamienił się w bieg.
                                                                     ***
-Była porywcza, narzucająca się, rozumiesz?- opowiadałam z przejęciem Lunie, co wydarzyło się po lekcji.
-Czemu rozmawiamy o takich rzeczach w bibliotece?- spojrzała na mnie jak na głupca.
-Ponieważ przy okazji odrobimy sobie prace z eliksirów.
-Ginny, eliksiry mamy w piątek.
-Czuję się tu bezpieczniej.
Nabrała głośno powietrza do płuc.
-Posłuchaj, myślałam, że po bitwie wszystko będzie jak dawniej, spokojnie, ale jest o wiele gorzej, ludzie są inni.  Teraz każdy jest podejrzany.
-I tu się z tobą zgodzę, może to dziwne ale też mam takie wrażenie. Chodź, skończymy tę rozmowę kiedy indziej. Zmywajmy się stąd, inaczej Irma nas stąd wywali.
***
-Owłosione nogi Godryka- przekazałam z obrzydzeniem hasło Grubej Damie- Kto w tym roku wymyślał hasła ?
-Nie mam pojęcia - odpowiedziała i zaczęła pogwizdywać.
Pokój Wspólny był zatłoczony jak zawsze o tej porze.
- Ginny zanosi się, że to ty będziesz naszym nowym tymczasowym kapitanem.
-Żartujesz ?- zawołałam do Rona.
-Harry ma szlaban. O ile oczywiście z ręką będzie wszystko w porządku.
-Już mi lepiej- bąknęłam i odwinęłam bandaż rzucając go w kąt.
Pierwszy raz cieszyłam się, że Harry nie zagra. Moje marzenie się spełni. Czekają nas wielkie straty w zawodnikach, ale mam nadzieję, że wygramy jakikolwiek mecz.
***
Zmęczenie dawało się we znaki. Rozpromieniona postanowiłam położyć się wcześniej spać, więc weszłam do dormitorium robiąc przy tym niezły hałas. Jednak niespodziewanie straciłam nad sobą kontrolę i wskoczyłam na łóżko.
-Będę kapitanem, będę kapitanem, wygramy każdy mecz!- krzyczałam w kółko zapominając, że nie mieszkam sama i do końca tak nie myślę.
-Ucisz się, jestem zajęta- jęknęła błagalnie Hermiona.
Zeskoczyłam z łóżka.
-Zmuś mnie!
-Chyba powinnaś znowu wrócić do szpitala bo widać, że ci się pogorszyło.- zgasiła mnie.
-Znowu zaczynasz ?
-Ja? To nie ja zachowuje się jakbym się nawdychała magicznego pyłku.
-Dobra sorry, ucieszyłam się, tylko tyle.
-Nie szkodzi, przecież mam uszy ze stali.
-Hermiona?
-Co znowu ?
-Przepraszam, za to co wcześniej powiedziałam, zrobiłam to pod wpływem emocji.
Przerwała pisanie.
-Ja też, to także moja wina.
-Rozejm ?
-Rozejm.

--------------------------------------------------------------------
 Lumos ♥ Przedstawiam kolejny rozdział, już 20, ale szybko to zleciało :D Dedykuję go wszystkim komentującym, w szczególności: Lovegood, Mystery, Lunałkę.♥ Noxie Lestrange oraz Niezapominajka Kasia. Jestem dumna z tego rozdziału, ale nie wiem czy wam się spodoba. Dobra myśl musi być. Pozdrawiam i proszę o komentarze. Miłego czytania :* Lupinka.

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 19. Nienawiść jest niczym w porównaniu z pogardą.

I tak stałam się najszczęśliwszą osobą pod Słońcem. Następne dni spędzałam nie z nikim innym jak z Antonie’em. W taki to sposób minęły nasze „krótkie wakacje” od szkoły i trzeba było zacząć pakować kufry. W przeddzień wyjazdu wybudziła się Hermiona. Znowu dała nam jasno do zrozumienia, że to Melissa ją napadła. Większość argumentów jakie podała, rzeczywiście przeważały, na to, że to jej wina. Ja wciąż próbowałam ją przekonać, że może jej się to wydawało lub przyśniło, ale wszystko poszło na nic. Niestety nie mogę powiedzieć o podsłuchanej rozmowie, po prostu nie mogę a raczej nie umiem. Skończyłam rozmyślanie, bo przypomniało mi się, iż jestem nieprzygotowana do Hogwartu. Zaczęłam szybko wrzucać wszystkie rzeczy jakie miałam pod zdrową ręką. Przypominało mi to zamieszanie związane z pakowaniem na wyprawę po horkruksy. Zwolniłam i powoli opadłam na łóżko. Pod stertą ubrań zauważyłam bransoletkę od Harrego. Powróciły wspomnienia. Postąpiłam głupio, ale on chyba zbytnio się tym nie przejął. I tak całymi dniami siedział przy Hermionie. Rozległo się pukanie do drzwi, wsunęłam przedmiot pod poduszkę i udawałam zapatrzoną w sufit.
-Mogę na chwilkę? -wykrztusiła mama i usiadła koło mnie.
-Co się stało ? -spojrzałam jej w oczy.
-To już nie można porozmawiać z córką? -uśmiechnęła się blado.- martwię się o ciebie, chyba nie powinnaś wracać do Hogwartu.
- Już po wszystkim, nie mam się tam czego bać, rozumiesz ?
-A jak stanie się z tobą to samo co z Hermioną ?
Poczułam jak ogarnia mnie złość. Właściwie to zawsze ogarnia mnie złość, kiedy ktoś o niej wspomni.
-Och…przestań. Mam tego dość. Hermiona to, Hermiona tamto. Mam wrażenie, że bardziej zależy ci na niej, niż na mnie. Ja w odróżnieniu od niej umiem się bronić.
-Skoro tak uważasz, nie będę zajmowała ci więcej czasu.
-Mamo…poczekaj.
Nie poczekała, wyszła. Może i czepiam się Hermiony, ale po prostu jej nie lubię i nie kryję tego. Tyle w tym temacie. Tata znowu posłużyła nam za naszego szofera i zawiózł naszą czwórkę do Londynu na pociąg. Po pożegnaniach, wbiegliśmy na „pokład” by znaleźć sobie wolny wagon. Kiedy usadowiliśmy się wygodnie na fotelach przybiegli Draco, Melissa i Luna. Nie uszło to uwadze Hermiony, która gapiła się na nich jak dziecko, któremu odebrano zabawkę.
-Na co czekacie? Siadajcie- zachęcała Dracona i Melissę, Luna.
-Nie chcemy wam przeszkadzać, znajdziemy sobie inne miejsca.
-Nie ma mowy! Musimy sobie wszystko wyjaśnić, wszystko- zapewniłam- Gdzie Antonie ? Mniejsza o niego. Jestem przekonana, że to nie wina Melissy, ktoś ją wrobił i ty dobrze wiesz kto prawda ?- zwróciłam się do czarnowłosej piękności- pomożemy ci…ja ci pomogę- poprawiłam się- tylko mi zaufaj.
Melissa zapatrzyła się w krajobraz za oknem. A z jej prawie zamkniętych ust, wydobywały się słowa:
-Miałam wtedy osiem lat. Wyczekiwałam mamy, która lada chwila miała wrócić z Munga. Przybyła do domu, trzymając za rękę małą jasnowłosą dziewczynkę. Miała na imię Vivian. Ale nigdy nie przyjęła naszego nazwiska. Matka wspomniała tylko, że porzucono ją a serce nie pozwalało jej zostawić dziecka. Od początku wiedziałam, że jest w niej coś dziwnego. Nie szanowała mamy, która zobowiązała się opieki nad nią- spojrzała na nas nie przerywając.- Była inna. Z biegiem czasu stawała się jeszcze bardziej okropna i bezuczuciowa. Kiedy dowiedziała się, że wyjeżdżam i podejmuję się pracy z Nathalie wpadła w szał. Uciekła z domu. Kilka miesięcy później czytałam w gazecie o czarownicy, która zabijała i znęcała się nad przypadkowymi ludźmi. Byłam pewna, że to moja siostra. Śledziłam jej los, jej każdy krok. Kiedy pozabijała setki mugoli w Londynie, zamknęli ją w Azkabanie. Niestety znalazła sposób, żeby uciec. Jest animagiem. Nie wiem jak osiągnęła taką zdolność. Gdy mieszkałyśmy razem spotykała się z Antonie’em. Dzięki niemu potrafiła chociaż trochę nad sobą panować. 
-Uważasz, że to ona?- przerwałam jej.
-Czemu miałaby to zrobić akurat Mionie ?- zapytał Ron.- chyba ktoś tu chce się wymigać? Nie sądzisz…
-Ron! Zamknij jadaczkę!
-I tu chyba muszę wspomnieć o jednej rzeczy, którą pominęłam. Jak wiecie każda z „nas” musi posiadać jakiś talent, aby wykonywać zadania powierzone przez duszę. Moim talentem jest zdolność telepatii i w pewnym stopniu czytanie w myślach. No więc, pewnego dnia, przechadzałam się ulicą, zauważyłam Vivian, podeszłam bliżej i usłyszałam coś co wstrząsnęło mnie bezgranicznie. Ona kocha Rona. Z początku nie wiedziałam o kogo chodziło. Potem poznałam was i wszystko stało się jasne.
Mój brat był w szoku. Jego oczy prawie wyszły z orbit.
-Niemożliwe- wyszeptał cienkim głosem.- Jakaś psychopatka się we mnie zakochała.
-yhymm- chrząknęła Hermiona.- ale ja widziałam ciebie nie jasnowłosą dziewczynę.
-Istnieje coś takiego jak eliksir wielosokowy- warknął Draco.
-A ty co o tym myślisz Harry ?
-To bardzo możliwe i dość prawdopodobne. Pytanie co teraz zrobimy ?
Zapanowało milczenie, które przerwała niespodziewanie Luna.
-Skoro Ron będzie w Hogwarcie, to ona też się tam pojawi, prędzej czy później.
-Nie można już nikomu ufać, nie będzie wiadomo czy nie zamieni się w kogoś z naszej siódemki.
Oznaczało to tylko jedno. Znowu świat czarodziejów i mugoli jest w niebezpieczeństwie.
-Jest zdolna do wszystkiego- wtrąciła Melissa- i do tego potrafi ująć każdego swoją urodą.
-Wymyślmy hasło, które tylko my będziemy znać.  Na wszelki wypadek. Co wy na to ? -zaproponowałam.
- Błotoryj!- krzyknęła Luna.
Spojrzeliśmy na nią z uśmiechem.
Po przebraniu się w szaty wysiedliśmy z pociągu i pomaszerowaliśmy przez Hogsmade prosto do zamku. Niestety nie odbyło się przydzielanie do domów, bo przecież miało to miejsce wcześniej. Tylko pojedyncze osoby musiały przystąpić do tej uroczystości. Potem jak zawsze swoje krótkie przemówienie wygłosiła profesor McGonagall.  Tradycyjnie po zabraniu głosu przez dyrektorkę zabraliśmy się za jedzenie. Z niecierpliwieniem wypatrywałam Antonie’ego przy stole Ślizgonów, bez skutków.
-Co się tak kręcisz ? - spojrzała na mnie pytająco Hermiona- Szukasz kogoś ?- zapytała spoglądając w tą samą stronę co ja.
-Nie twoja sprawa.- podniosłam się z miejsca.
-O co ci chodzi ?- zapytała cicho.
-O ciebie, jak zawsze.
-Pfff…nie będę z tobą dyskutować, mam inne sprawy na głowie.
-Jakie ty możesz mieć sprawy na głowie? Wszyscy i tak cię wyręczą!- krzyknęłam na cały głos a głowy kilku osób w Wielkiej Sali momentalnie obróciły się w naszą stronę.
-Usiądź, uspokój się- powtarzał Harry.
-Widocznie zasługuję na takie poszanowanie.
-Nie rozśmieszaj mnie. Ty ? Mugolak ?
-Może i mam takie pochodzenie, ale jestem o wiele lepsza od ciebie pod każdym względem.
Zacisnęłam mocno pięści.
-Ooo…Pani Wszystkowiedząca lubi się przechwalać jak mniemam.
-Zaraz powyrywam ci te rude kudły.
Teraz już wszyscy przysłuchiwali się tej kłótni.
Jeszcze trochę i naprawdę powyrywałybyśmy sobie włosy. Szamotaninę przerwała profesor McGonagall:
-Gryffindor traci 100 punktów, za to okropne zachowanie! Nie chcę już słyszeć żadnych słów pod adresem żadnej z was!
Hermiona wybiegła z płaczem a za nią Harry i Ron. Ja po najedzeniu się do syta ruszyłam do dormitorium, nie znając hasła. Na szczęście spotkałam Nevill’a, który jest nowym Prefektem. Podał mi je bez problemu i przy okazji przekazał plan zajęć. Oczywiście na początku przytulił mnie na powitanie i wspomniał, że bardzo za mną tęsknił, wiec to co zobaczyłam po otwarciu dziwnych drzwi, kiedy odłączyłam się od przyjaciół było kłamstwem. Mijając obrazy i zmierzając do portretu Grubej Damy napotkałam na drodze Antonie’ego. Zachwycona jego widokiem rzuciłam mu się na szyję i już chciałam go pocałować, gdy on nagle popchnął mnie mocno na ścianę. Osunęłam się po niej powoli i usłyszałam tylko niewyraźnie wypowiedziane wyrazy.
-Co ty wyprawiasz ?! Opętało cię ?! Masz świadomość z kim zadzierasz ?! - pomknął w drugą stronę korytarza.

------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie ponownie ♥ Z trudem napisałam powyższy rozdział, to wszystko wina tej głupiej choroby :C Przepraszam za błędy i zrozumiem jeśli nie spodobają wam sie moje wypociny. Mam nadzieję, że kilka rzeczy się powoli wyjaśnia. Pragnęłam się wyrobić przed końcem roku z tym rozdziałem, no i proszę :D Błagam o komentarze. Oprócz tego chciałabym wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku :D Żeby był jeszcze lepszy niż poprzedni i aby dopisywało wam szczęście :P Miłego czytania :* Lupinka

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 18. "Kochać" to tak łatwo powiedzieć.

To takie niesamowite uczucie budząc się i zobaczyć prószący za oknem lekko śnieg. Odsłoniłam szybkim ruchem resztę zwisającej zasłony. Całe podwórko pokryte zostało białym puchem. Jeszcze wczoraj nic takiego nie przeszło mi przez głowę. Mój pokój zmienił się przez ten mały remont jaki mama kazała przeprowadzić. Teraz jest bardziej dziewczęcy. Drewniane mebla idealnie współgrają z śliwkowymi kolorami. Wyszłam na korytarz i zapukałam do pokoju  Freda. W środku nie było nikogo.
„A więc to ukrywa mój kochany braciszek”- pomyślałam kilka sekund później.
Wzdrygnęłam się. Cały pokój ozdobił chyba wszystkimi zdjęciami Hermiony jakie miał. Jedne uśmiechały się, drugie robiły głupie miny a jeszcze inne tonęły we łzach. Kolejna osoba, która oszalała na punkcie tej dziewczyny. Ciekawe, że jeszcze Ron tego nie zauważył.
-Co tu robisz?! Oszalałaś?
-Fredziu, gdzie chowałeś się robiąc te zdjęcia ? W krzakach ? Nie wiedziałam, że masz taki talent do fotografii, pewnie cieszysz się, że będzie z nami w święta co ?- zdążyłam wyśmiać go na jednym wdechu- do tego ten światłocień , ten kontrast, cud ,miód i malina.
-Proszę nie mów nikomu, używam zaklęcia niewidzialności, aby były niezauważalne, ale nie sądziłem, że gdy pójdę do łazienki, ktoś tu wejdzie.
 -Jak Ron się dowie, rozniesie cię, mówię serio.
-Dlatego tak bardzo zależy mi na dyskrecji- szepnął, patrząc na mnie z miną małego psiaczka.
-Dobra nikomu nie powiem, ale jesteś mi winny przysługę i to dużą.
-Co tylko zechcesz siostrzyczko- ucałował mnie w policzek- trzeba jeszcze spakować prezenty, w końcu dziś Wigilia.
-Wigilia? Zupełnie zapomniałam. Przecież nie mam żadnych prezentów.
-Spokojnie, masz brata, który może wyczarować dosłownie wszystko.
No i tak się stało, po kilku godzinach męczarni miałam gotowe podarunki, schowałam je pod obluzowaną deską pod łóżkiem. Poczekają tam sobie do wieczora. Nie zabrakło w nich drobiażdżku dla Luny i oczywiście dla moich pozostałych przyjaciół. Prezent dla Draco i Mel wysłałam pożyczając sowę Geroge’a. Resztę tego cudownie zapowiadającego się dnia spędziłam siedząc pod kocem i popijając ziółka zaparzone przez mamę. Kiedy powoli zbliżała się godzina dziewiętnasta  wyjęłam podarki spod deski i na palcach zeszłam na dół. W pokoju stała wielka choinka ozdobiona świeczkami, piernikami i wszelkiego rodzaju bombkami. Zostawiłam prezenty pod drzewkiem i powoli wycofałam się.
-Cholera jasna!- krzyknęłam uderzając się o stojące nieopodal krzesło.
Chwilę potem usłyszałam tupot stup.
-Nic ci nie jest?- zapytał tata gdy zobaczył mnie leżącą na dywanie w salonie.
-Moja ręka, trochę boli- bąknęłam.
-Artur zakładaj płaszcz jedziemy do Świętego Munga, twoja ręka wygląda jakby miała eksplodować.
-Wystarczy, że założycie mi bandaż i będzie dobrze, nie ma potrzeby żeby tam jechać akurat dziś.
-Jeśli nalegasz. Ron przynieś mi skrzynię uzdrowicielską*.
Cała świąteczna kolacja opóźniła się około godzinę. Ale wreszcie nadszedł czas aby rozpakować to co znajdowało się pod choinką. Dostałam kilka naprawdę świetnych rzeczy.
-Dzięki tato, nowa miotła się przyda, ale bardziej ucieszyłbym się z czekoladowych żab- narzekał Ron.
-To dla ciebie- burknął Harry podając mi małe pudełeczko ozdobione kokardą.
- Nie musiałeś-rzekłam ze zdziwieniem gdy po rozwiązaniu kokardki.
W środku znajdowała się srebrna bransoletka z wygrawerowanym napisem  „ Na zawsze twój”.    
-Przepraszam na chwilę- wymamrotałam- idę zaczerpnąć świeżego powietrza.
Wychodząc chwyciłam tylko prezent dla Luny i już mnie nie było. Byłam taka wkurzona, co on sobie myśli, że dzięki jakiejś bransoletce wszystko naprawi. Nie wiem jak udało mi się przejść przez te wielkie zaspy na drodze. Jej dom przyozdobiony był różnokolorowymi łańcuchami, a sama Luna siedziała na ławce wpatrując się rozmarzonymi oczami w niebo.
-Można się dosiąść ?
-Nie ciekawi cię czasem co dzieje się tam –spojrzała jeszcze raz w niebo- u góry ?
Byłam przyzwyczajona do dziwnych pytań przyjaciółki, więc wcale mnie to nie zdziwiło.
-Zdecydowanie bardziej ciekawi mnie co przyniesie jutro.
-Nie obawiaj się jutra Ginny, żyj dzisiejszym dniem, nie wiadomo co przyniesie.
Obie przytuliłyśmy się i kontynuowałyśmy rozmowę.
-Pamiętasz Lupcię? Tę fretkę którą dałam ci na urodziny?
-Mam nadzieje, że twój tata się nią zajął.
-Tak, nie masz się o co martwić, jest jej u nas całkiem dobrze.
Już chciałam powiedzieć Lunie o rozmowie, którą podsłuchałam, ale się powstrzymałam, postanowiłam trzymać to w tajemnicy.
-Trzymaj mam nadzieje, że ci się podoba.
-Mój prezent dla ciebie jest w domu, zaraz go przyniosę, chyba, że chcesz iść ze mną ?  
-Poczekam- powiedziałam krótko.
Rzeczywiście niebo wyglądało dziś nieco inaczej, tak wyjątkowo. Nic dziwnego, że Luna tak się nim zachwycała. Ma rację, nie potrzebnie zamartwiam się tym co będzie jutro, trzeba myśleć o tym co dzieje się teraz. Nagle usłyszałam  czyjeś kroki nieopodal domu.
-Kto tu jest ?
-A jak myślisz ?
-Parzcież miałeś być u rodziny za granicą- wybuchnęłam - A ty ukrywasz się kilka metrów od mojego domu, ale ze mną świąt nie chciałeś spędzić ?!
-Przepraszam, nie zgodziłem się, bo nie wiem czy wypadało- tłumaczył się Antonie.
-To nie powód żeby kłamać.
-To było jedyne wyjście- powiedział siadając obok mnie.
-Ach….przestań, nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
-Co ci się stało w rękę ?
Odpowiedziała mu cisza z mojej strony.
-Ejj, Ginewro!- szepnął i podniósł mój podbródek do góry.
Skrzyżowałam ręce na piersiach, zrywając się na równe nogi. On zrobił to samo.
-Czego ode mnie oczekujesz ?
-Nie wiem- odrzekłam stanowczo.
-Ale ja chyba wiem- powiedział i pocałował mnie delikatnie w usta. Uczucie nie do opisania. Chyba  wreszcie znalazłam osobę, dla której będę wszystkim.
-Kocham cię, od pierwszej chwili kiedy cię zobaczyłem wiedziałem, że jesteś wyjątkowa.
Porwał mnie w ramiona a  następnie obrócił  kilka razy wokół własnej osi.

*skrzynia uzdrowicielska pudełko zawierające np. bandaże, lekarstwa.

---------------------------------------------------------------------------------------------
Hejcia kochani ♥ Na wstępie chciałabym was zachęcić do brania udziału w ankiecie : ) Druga sprawa mam mętlik w głowie, ponieważ niektórzy z was skarżą się, że akcja dzieje się za szybko, inni są zadowoleni. Nie wiem co myśleć. Ja naprawdę staram się wszystko wydłużać, więc proszę o wyrozumiałość. No i ostatnie, chyba najważniejsze. Chciałabym wam życzyć magicznych, szczęśliwych i wyjątkowych Świąt Bożego Narodzenia. Żebyście byli tacy jacy jesteście i nigdy się nie zmieniali ♥ Miłego Czytania :* Lupinka