niedziela, 27 października 2013

Rozdział 11. O jednego mniej

Byliśmy już coraz bliżej pozbycia się raz na zawsze tego potwora. Teraz martwiło nas tylko jedno. Jak zniszczyć horkruksa ? Żadne z nas nie miało wątpliwości, że będzie to bardzo trudne zadanie, wymagające wielkiego poświęcenia z naszej strony.
-I co teraz ?- zapytałam moich towarzyszy stojących i gapiących się na te wszystkie przedmioty tu będące.
-Jednym słowem klapa- powiedział Ron przytakując znacząco głową.
-Pójdę się rozejrzeć- rzekła nagle cichutko Luna.
Posłałam jej milutki uśmieszek  na pożegnanie.
-Może by tak spróbować go złamać na pół albo coś- powiedział z nadzieją w głosie Ron. Wziął diadem do rąk i zaczął go wyginać na wszystkie strony.
Roześmiałam się na głos.
-NA PRZETŁUSZCZONE WŁOSY SNAPE’A ,ty w ogóle słyszysz co mówisz! To jest przedmiot przesiąknięty czarną magią a nie jakaś tam zwykła korona- krzyknęła Hermiona i wyrwała mu go z taką siłą, że o mało się nie przewrócił.
- Och…naprawdę bardzo przepraszam za moja głupotę panno Doskonała, jak mógł mi do głowy przyjść tak głupi pomysł- pisnął z ironią Ron.
Nasza trójka przyglądała się temu przedstawieniu z niepokojem, tego brakowało abyśmy się wszyscy pokłócili i rozłączyli.
-Odkąd sięgam pamięcią tobie zawsze takie pomysły przychodzą do głowy- powiedziała ze wstrętem Hermiona.
-Ja przynajmniej, nie zdradzam swojej dziewczyny tam gdzie popadnie i z kim popadnie.
Hermiona osłupiała.
Więc jednak Ron się dowiedział. Zrobiło mi się przykro, bo nie powiedziałam mu co nasi przyjaciele robili za naszymi plecami, kilka miesięcy temu. Harry natomiast zachowywał się tak jakby jego to nie dotyczyło i nie odezwał się ani słowem.
-Nie chce wam przeszkadzać- powiedział Draco- ale może zajmiemy się trochę ważniejszą sprawą.
Tę jakże długo dyskusję zakończył szept Luny dochodzący z innej części pokoju niż tej w której aktualnie się znajdowaliśmy.
-Luna!- krzyknęłam na cały głos- gdzie się chowasz?
I nagle zauważyliśmy ją siedzącą po turecku przy otwartym małym pudełeczku, z którego wydobywała się kojąca muzyka.

Użyj go gdy zniszczyć chcesz,
Użyj go gdy zabić chcesz,
Nie zawahaj się,
On pomoże ci, gdy tylko chcesz.

Spojrzałam na Lunę, nadal wpatrywała się w przedmiot i powtarzała te słowa.
-Luna? Słyszysz mnie? –zapytał Harry.
-Co to jest? – zapytał nas Draco, spoglądając do wnętrza pudełka.
Podeszliśmy bliżej.
-Wydaję mi się, że to sztylet- zadeklarowała Hermiona- tak, jestem tego pewna.
-Nie dotykaj!- krzyknęłam do Rona, który już wyciągał dłoń, aby go dotknąć- nie wiadomo do czego służy.
-Sądząc po tej pieśni- zaczął Draco- zniszczy wszystko co chcemy.
-Może by tak wypróbować go na diademie? Co sądzicie? – odezwał się Ron, który do tej pory milczał jak grób.
-Nie wiemy czy nie stanie się z nami to co z Luną, która najprawdopodobniej go dotknęła- rzekł Harry.
-A może by tak…- zaczęła Hermiona, sięgając po swoją różdżkę- spróbować zrobić coś innego- skończyła i krzyknęła-  Wingardium Leviosa!
Draco jako pierwszy zrozumiał o co chodzi i czym prędzej położył diadem przed Hermioną.
-Jesteś pewna, że ty chcesz to zrobić- zapytał Draco Hermionę.
Przytaknęła głową.
I nagle sztylet uderzył z taką siłą o diadem, że w końcu musiał się rozpaść na kawałki. I tak się też stało. Odruchowo złapaliśmy się za głowy, z myślą, że zaraz pochłonie nas jakiś straszny syk, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego z tym samym sztyletem stanęła przed nami Luna. Przypominała żywą maszynę do zabijania. Wpatrywała się w nas w milczeniu.
-Luna!- krzyczałam- to my zapomniałaś ?
Widocznie zapomniała, bo zbliżała się do nas coraz szybciej, trzymając narzędzie zbrodni na wyciągnięcie ręki. Mało brakowało a trafiłaby we mnie. Mogłoby się stać coś jeszcze gorszego, gdyby nie Harry, który pobiegł i szybko zamknął puste pudełko.  Sztylet spad na posadzkę i zniknął. A Luna odzyskała swój wyraz twarzy i spojrzenie.

-Co…co się stało?
---------------------------------------------------------------------

Wstawiam rozdział specjalnie dla was i czekam na rezultaty ♥ Proszę o komentarze. Miłego czytania  :* Lupinka 

sobota, 26 października 2013

Witacje Pottermaniacy <3
Wyznam wam szczerze że jestem zawiedziona, waszą obecnością. Nie wiem czy jest sens dalej prowadzić tego bloga, skoro jest was tu tak mało.  Jeśli mam dodawać nowy rozdział to pod poprzednim postem musiałoby być co najmniej 6 komentarzy, bo jeśli tylu nie będzie to po prostu resztę będę pisać ‘’do szuflady’’ a bloga zawieszę. Mam nadzieję, że was przekonałam.


Pozdrawiam Lupinka :*

sobota, 5 października 2013

Rozdział 10. Melissa Ravenclaw

-Draco?- z moich ust wydobyło się niechciane słowo.
-We własnej osobie-powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Czy byłbyś tak miły i nikomu nie mówił, że tu jesteśmy?- powiedziała Hermiona, dość mało złośliwie, jak do swojego odwiecznego wroga.
-Cóż…muszę się zastanowić- powiedział.
I w tym momencie nasze oczy się spotkały. Utonęłam w jego platynowo niebieskich oczach.
„Ginny, co ty wyprawiasz, nie możesz się zakochiwać w każdym przypadkowym chłopaku”-  pomyślałam.
-Ej ty, marzycielko, zejdź na ziemię łaskawie- powiedział donośnym głosem Ron.
-yyy…co ? Aaa tak, przepraszam- powiedziałam, odwracając wzrok.
-Wiem co tu robicie i czego szukacie, nie jestem głupi- rzekł- popełniłem wiele błędów, ale…Nie wierzę, że to mówię…Chcę wam pomóc w poszukiwaniach- tu ściszył głos- horkruksów.
Byłam troszkę zszokowana tym przymierzem, ale mogłam się spodziewać, że Draco prędzej czy później się zmieni.
-Dlaczego…?-zaczęłam.
-Dlaczego zdecydowałem się to zrobić? Mam dość tego, że muszę robić wszystko co on mi każe, dość. Za długo to ukrywałem.
Wytłumaczyliśmy mu wszystko i powiadomiliśmy resztę alby wyjaśnić co się stało. No i zaczęliśmy znowu szukać. Strasznie się zmęczyłam, więc postanowiłam wyjąć z plecaka jakąś przekąskę, zrobioną wcześniej przez Lunę. Już miałam zamykać plecak gdy na jego dnie zauważyłam połyskujący kompas. Ten kompas dzięki któremu w pewnym sensie odnalazłam przyjaciół. Przeraziłam się i ucieszyłam jednocześnie teraz nie było tu inicjałów moich współtowarzyszy tylko widniał tu napis „Przychodź – Wychodź”. Coś mi to mówi tylko co?
-Ron? Ron? Chodź tu natychmiast, właściwie wszyscy tu chodźcie- powiedziałam kiedy zjawili się też Luna i Harry.
Draco obejrzał ostrożnie kompas, nie pytając nawet skąd go mam.
-„Przychodź – Wychodź” to Pokój Życzeń, siódme piętro- powiedział blondyn do reszty.
 I nagle stało się coś nieprawdopodobnego coś czego jeszcze nigdy żadne z naszej szóstki nie widziało. Kompas wypadł z rąk Dracona i potrzaskał się na kawałki a obok dziwnego przedmiotu stałą teraz postać pięknej czarnowłosej dziewczyny, w wieku około 16 lat, czyli praktycznie tyle ile mamy my.
-Dziękuję panie Malfoy, straszna tam ciasnota, no ile można. Wiem że nie podpisywałam żadnej umowy zgadzając się na tą misję, ale warunki jaki mi zapewniono to już przesada w dodatku…
-Przepraszam że ci przeszkadzam, ale do licha kim ty jesteś i co ty robisz ?- zaczął Ron
-Jestem Melisaa Racenclaw- powiedziała szybko.
-Racenclaw? –zapytała Hermiona.
- Jestem spokrewniona z Roveną Ravenclaw, tak wiem co sobie pomyślicie, ale rodziny się nie wybiera- powiedziała chichocząc.
-Co cie tu sprowadza i jak się znalazłaś w tym kompasie? –zapytałam.
- Jestem podobna trochę do skrzatów domowych. Wykonuję zadania, które powierzają mi ludzie, znajdujący się „po drugiej stronie” rozumiecie prawda?
Nie zdążyliśmy nic powiedzieć, bo zaczęła mówić dalej.
-Czyli ludzie, którzy nie żyją tak ?- zapytał Harry.
-Oni żyją a raczej ich dusze żyją- odpowiedziała cicho- jestem tak jakby ich posłańcem. Jeszcze kilka misji i awansuję. Będę pracować wśród czarodziei, nie mogę się już doczekać…
-Kto cię przysłał ?- zapytałam przerywając jej.
-Och…czy wy nic nie kapujecie, pamiętasz ten sen panno Weasley, o trzech braciach, to moja sprawka i ten kompas też, obecnie wykonuję zadanie powierzone mi przez państwa Potterów- wyjaśniła.
-Moich rodziców?- zapytał szybko Harry.
-Owszem, twoich panie Potter. Chcą wam pomóc w poszukiwaniach tych horkruksów. A wiec może udamy się już do pokoju życzeń, tak jak odgadł pan Malfoy co wy na to ?
-Oczywiście- wtrąciła szybko Hermiona.
Melissa była chyba najbardziej gadatliwą osobą chodzącą na ziemi.
-Jesteś czarodziejką? –zapytałam, gdy znaleźliśmy się na siódmym piętrze.
-Można tak powiedzieć, ale jestem obdarzona większymi zdolnościami od was i jestem zdolna do rzeczy, o których wam się nie śniło, na przykład uprawiam magię, bez używania różdżki.
-Dlaczego zwracając się do nas używasz formy grzecznościowej? –zapytał Ron, starając dotrzymać kroku reszcie.
-Przecież nie wypada mówić innym po imieniu- powiedziała.
-Gdy będziesz pracować wśród czarodziejów to zrozumiesz, że wypada- powiedział Draco, puszczając do niej oczko.
-Przestańcie mnie o wszystko wypytywać, muszę się skupić- powiedziała gdy stanęliśmy przed pusta ścianą.
Zamknęła oczy i zaczęła rzucać jakieś niezrozumiałe zaklęcia. Ku naszemu zdziwieniu przed nami pojawiły się drzwi do Pokoju Życzeń. Weszliśmy tam wszyscy stanęliśmy jak wryci. Było tu strasznie dużo przedmiotów. Melissa kazała nam się nie ruszać z miejsca, a za chwilę wróciła niosąc diadem
-To diadem Roweny Ravenclaw, kolejny horkruks, zniszczcie go a zniszczycie cząstkę duszy Voldemorta- powiedziała ściszając głos- Na mnie już czas, powodzenia, mam nadzieje, że niedługo się spotkamy.
-Do zobaczenia, dziękujemy-krzyknęła Hermiona.

 -------------------------------------------------------------------------
 Kolejny rozdział, mam nadzieję, że się spodoba, bardzo proszę o komentarze :) Mam też prośbę czy ktoś z was mógłby mi pomóc w zmianach które planuję zrobić na moim blogu, niestety ja mam z tym problem, jeśli jest ktoś taki proszę napisać w komentarzu :) Lupinka


Chciałam złożyć także spóźnione życzenia jednej z najlepszych nauczycielek w Hogwarcie, chodzi tu oczywiście o Minerwę McGonagall ♥

sobota, 21 września 2013

Rozdział 9. Dla Jake'a

Mieliście kiedyś tak, że osoba była dla was obojętna, nic nie znacząca a dopiero kiedy odeszła stało się dla was ważna? Dopiero kiedy odeszła zebrało wam się na myślenie.  Dopiero kiedy odeszła chcecie jej cos powiedzieć. To co stało się z Jakem’em wydawało mi się nierealne. Każdego dnia miałam nadzieję, że to wszystko było jednym wielkim snem. Ale trzeba było się otrząsnąć, myśleć o dalszych poszukiwaniach. Od kilku dni tkwiliśmy dalej w tym pamiętnym lesie. Nie odzywaliśmy się do siebie. Po chwili namysłu postanowiłam iść do miejsca gdzie pochowaliśmy Jake’a.
-Tak bardzo mi cię brak- powiedziałam, jakbym z nim rozmawiała- Zrobiłabym wszystko żeby się z tobą zobaczyć. Byłam głupia, że cię odrzuciłam, wybacz mi Jake.
Nagle moją głowę przeszedł straszny, jakże przeraźliwy syk.
-To twoja wina, przez ciebie ten młody wampir odszedł, gdyby nie te twoja żałosna wyprawa był by tu jeszcze, to twoja wina.
Zamknęłam oczy i próbowałam się skoncentrować na czymś innym.
-Jednak mam dla ciebie dobrą wiadomość, jeśli ujawnisz się i powiesz mi Czarnemu Panu gdzie jest Harry Potter, ten chłopak będzie ‘’żył’’ a tobie i twojej rodzinie nic nie będzie grozić.  Zastanów się!
Syk ucichł. Minęło kilka minut zanim otworzyłam oczy i uświadomiłam sobie co się właściwie stało. Czy wydać Harrego Voldemortowi ? Nie, co ja mówię, nie mogę tego zrobić. To co zrobił Harry było podłe, ale nie mogę, nie odważę się. Szybkim krokiem wróciłam do namiotu oddalonego o jakieś kilka kilometrów.
-Hej, posłuchajcie- wrzasnęłam do moich towarzyszy- może wreszcie się ruszymy co ?- i spojrzałam na nich, na każdego z osobna- Uważam, że powinniśmy jeszcze raz spróbować wejść do Hogwartu, tym razem bez jakikolwiek zabezpieczeń, jeśli na niego natrafimy to trudno, postaramy się go pokonać  zabić, zróbmy to dla Jake’a.
Nikt się nie odezwał dopiero po chwili głos zabrała Luna
-Tak, zróbmy to dla niego- powiedziała i wybuchła płaczem.
-Ja też się zgadzam- powiedział Ron, chyba od dawna nie słyszałam takiej powagi w jego głosie.
-Kiedy wyruszamy?- powiedziała Hermiona smutno.
-Choćby zaraz- zadeklarowałam- nie ma czasu do stracenia. Co myślisz Harry ?
-Taaaak…
-No więc pakujcie się i w drogę- rozkazałam.
Kiedy wszyscy byli gotowy złapaliśmy się za ręce i jak przed kilkoma dni, przeteleportowaliśmy się do Hogsmade. I znowu nie wiedząc jak udało nam się znaleźć na terenie Hogwartu. Czasami wydawało mi się że ktoś nade mną czuwa, osoba która podarowała mi kompas (który jest zbędny od kilku tygodni), osoba, której obecność czuję nawet teraz.
-Wiec tak- powiedziałam cicho- kiedy znaleźliśmy się przed drzwiami wejściowymi- podzielmy się, Luna i Harry oraz Ron, Hermiona i ja. Szukamy przedmiotu, w którym Sami Wiecie Kto mógłby przechować duszę, jasne ?
I ruszyliśmy, praktycznie nie wiedząc po co. Snuliśmy się korytarzami, wchodziliśmy do klas, sal i różnych nieznanych nam pomieszczeń. Cieszyliśmy się, że nikomu nie udało się nas nakryć. Oby Harry i Luna też mieli takie szczęście. Nie udało nam się ich spotkać. Zostało nam jeszcze kilka klas na pierwszym piętrze a potem mamy poszukać jeszcze w pokojach wspólnych. Z przemyśleń wyrwała mnie postać Dracona Malfoya wyłaniającego się za rogu.
-Proszę, Proszę- powiedział Draco, trochę, jakby z radością.

---------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział ♥ dedykuje go mojej przyjaciółce LoveGood  ♥  Miłego czytania i oczywiście komentujcie ♥ Lupinka



Jutro urodziny obchodzi Tom Felton ♥ Sto Lat ♥ Kochamy cię ♥

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 8. Mój bohater

Wkrótce znalazł się Ron. Ja jak to ja znowu byłam załamana, ale starałam się tego po sobie nie pokazywać. Harry wraz z Ronem i Hermioną znaleźli już kilka horkruksów ale następny (jak sądzili) znajdował się w Hogwarcie, więc następnego dnia rano, przeteleportowaliśmy się do Hogsmade a potem udało nam się ‘’wkraść’ na teren Hogwartu. Kiedy doszliśmy do drzwi wejściowych, postanowiliśmy się jakoś podzielić:
-Nie, nie, nie i jeszcze raz nie… Ginny, nie pójdziesz z nami do środka, nie ma mowy, to zbyt nie bezpieczne- przekonywał mnie Ron.
-Dam sobie radę, w końcu nie będę tam sama tak ? a poza tym nie możesz mi niczego zabronić Ron!
-W takim razie ja też zostaje na staży- powiedział- nie ruszam się stąd.
-Ja też- teraz odezwał się Jake.
-No dobrze czyli Ja, Luna i Hermiona wchodzimy do środka a wy jeśli zjawi się Snape powiadamiacie nas za pomocą patronusa wszystko jasne ? Według mapy nie ma go teraz w zamku, bądźcie ostrożni, nie tylko Snape może się tu zjawić i chcieć nam przeszkodzić.
-Tak rozumiemy!- powiedziałam do niego ze złością.
No i poszli. A my czekaliśmy i nic, nikt się nie zjawiał, ani też nie dostaliśmy żadnej widomości od nich. Zaczynałam się już martwić, w szczególności o Lunę. Nie powinna była tam iść. Nie daruje sobie jak jej się coś stanie. Myślenie przerwał mi jakiś szelest.
-RON!- krzyknęłam- Co ty do licha wyprawiasz ?
-Jem ?
-Jak ty możesz jeść w takiej chwili, przecież mamy stać na czatach, Ron!
-Mam umrzeć tu z głodu? Serio tego chcesz ?
-Dobra jedz, tylko ciszej, bo jak ktoś to usłyszy to….- nie zdążyłam zakończyć, bo zobaczyłam Nagini przybliżającą się do Jake’a  - Jake, Jake za tobą!- krzyknęłam do chłopaka oddalonego ode mnie o jakieś cztery metry.
Zareagowałam za późno. Zaciągnęła go już w swoje sidła.
-Ginny, Ginny, Ron!- krzyczał z trudem- POMOCY!
Chwyciłam po różdżkę i rzucałam zaklęciami jak opętana. Ale wąż był chyba ze stali, bo nic nie skutkowało. NIC. Ron przyłączył się do mnie i razem próbowaliśmy opanować sytuację, niestety nam się nie udawało. Bestia miotała nim na wszystkie strony. Z jego ciała nie sączyła jednak krew, więc miałam  nadzieję, że nie jest z nim tak źle, ale się pomyliłam, przecież jest wampirem i nie ma krwi. To wszystko trwało bardzo krótko, z jego gardła nie dochodziły już krzyki, wąż owinął mu się wokół szyi. Nic już nie da się zrobić. Wąż zniknął. Jego ciało opadło na  trawę nieruchomo. Podbiegłam do niego, jak szybko mogłam.
- Jake! Nie !- krzyczałam- Nie! Nie odchodź, nie zostawiaj mnie, NIE !- potrząsnęłam jego ciałem, ale nic się nie stało.
-Ginny! uspokój się, Ginny!- wrzeszczał do mnie Ron.
Opłakiwałam go jeszcze chwile a potem pocałowałam go delikatnie w usta na pożegnanie.
-Żegnaj Jake, ty który kochałeś mnie bezgranicznie - powiedziałam szeptem.
Następnie wysłaliśmy razem z Ronem patronusa do reszty i wyjaśniliśmy co się stało. Reakcja była natychmiastowa. Kilka minut później zobaczyłam biegnącą ku mnie zapłakaną Lunę. Postanowiliśmy wrócić do lasu, w którym tak długo przebywaliśmy i tam go pochować. Nie wiem kto jest w gorszym stanie ja, Luna czy Harry, który wini siebie za wszystko co się stało. I do tego nie znaleźliśmy ani jednego horkruksa. Jake był naszym bohaterem, który mimo tego iż nie był czarodziejem, chciał pomóc nam w zgładzeniu Voldemorta. Nigdy go nie zapomnę. Tyle bym dała, żeby go jeszcze raz zobaczyć. Tę śliczną uśmiechniętą buzię.

--------------------------------------------------------------------------

Sama nie wiem dlaczego uśmierciłam Jake, ale to wydawało mi się słuszne :'( Żegnaj Jake mój ideale ♥ Różdżki w górę czarodzieje [*] Jak już wspominałam teraz o wiele rzadziej będę dodawać rozdziały , ale chyba mnie rozumiecie :) Proszę też alby nie ''ściągać'' mojego pomysłu o tym blogu. Bo jak wiecie nie jest to miłe a ja staram się być oryginalna :)) Komentujcie i miłego czytania :D Lupinka  

środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 7. ''Z nami koniec''

-'' Trzeba się pozbierać''

Czułam się już o wiele lepiej. Teraz moim jedynym celem było odnalezienie Harrego, choćby miałoby to trwać nawet wielki. Wstałam z łóżka i wyszłam przed namiot. Wzięłam różdżkę i kompas (nie wiedzieć dlaczego) i minęłam barierę ochronną. Nie miałam nastroju do rozmów z Luną i Jeke’em. Wydaję mi się, że przez tą tęsknotę stałam się zupełnie inna, zamknięta w sobie. Wiem jednak, że nie mogę stracić przyjaciół, za bardzo się dla mnie poświęcili. Byłam coraz bliżej jeziora, które zawsze chciałam zobaczyć z bliska, ale noga mi to uniemożliwiała. Kiedy znalazłam się na miejscu, kompas zaczął wariować, wskazywał co chwilę inne miejsce. Nagle zauważyłam coś na drugim brzegu, nie było to słońce odbijające się w tafli wody (chociaż było cudne) lecz coś innego, coś okropnego. To był… Harry trzymający w objęciach i całujący Hermionę. Machnęłam różdżkę i znalazłam się za ich plecami. Podeszłam bliżej. I nagle odwrócili się w moją stronę, nie byłam jednak zbyt cicho.

-Jak mogłeś ?- powiedziałam smutno i bardzo spokojnie.
-Ginny…- zaczął i momentalnie wstał- To nie tak jak myślisz, naprawdę.
-Oszczędź sobie wyjaśnień- powiedziałam.
Hermiona milczała.
- Zostaw mnie!- krzyknęłam, gdy Harry złapał mnie za rękę.- Nie dotykaj!
Rzuciłam się biegiem . Nigdy nie zagłębiałam się w tę część lasu. Było to dziwne miejsce, w oddali zauważyłam skały. Nikt  za mną nie biegł. Powinnam się cieszyć że znalazłam Harrego, ale nie w takich okolicznościach. Biegłam dalej, nie zatrzymywałam się.
-Aaaaa…- skała się zsunęła i zaczepiłam się o gałąź, nie sięgałam do różdżki. Zawisłam nad przepaścią.- Pięknie!
 Postanowiłam się nie ruszać, bo to by tylko pogorszyło sprawę.
-Pomocy!- krzyczałam kilkakrotnie.
Niestety nikt się nie zjawiał. Powoli traciłam nadzieje. Czułam, że gałąź zaczyna pękać. Byłam pewna, że to koniec. Ale zjawiłsie Harry i mnie uratował.
-Ginny!- wrzasnął- Nic ci nie jest ? Wszystko w porządku ?
Nie odezwałam się początkowo ale potem dodałam ze złością,
-Tak, w najlepszym, poza tym że zaraz wpadnę w przepaść- powiedziałam z sarkazmem.
Jednym machnięciem różdżki sprowadził mnie z powrotem na ziemię.
- I po kłopocie- uśmiechnął się.
-Gdzie Ron ? -zignorowałam go.
-Zostawił nas- powiedział smutno.
-Pff... i z tego powodu, dla pocieszenia musieliście obściskiwać się nad jeziorem tak ?
-To nie tak, to się stało tak niespodziewanie. Ja naprawdę nie chciałem.
-Niespodziewanie ? Harry jak mogliście ty i Hermiona.
-Ginny, ja…
-Zakończmy ten temat. Z nami koniec Harry…
-Nie! Ginny, naprawdę, przepraszam…
-To już nie ważne- przerwałam mu i ciągnęłam dalej- Uważam że powinniśmy połączyć siły i razem stawić czoła Temu Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Sądzę też że powinniście razem z Hermioną- na mojej twarzy pojawił sie grymas- nocować z nami w namiocie.
-Dobrze.
I zwróciliśmy się z powrotem w stronę jeziora. Harry odnalazł Hermionę. Potem zaprowadziłam ich do naszego namiotu. Zapoznałam Jake’a z moimi jak dotąd ‘’przyjaciółmi’’. Luna bardzo się o mnie martwiła i miała mi trochę za złe, że nie powiedziałam gdzie się wybieram. Ale to najmniej mnie teraz martwiło. Zerwałam z Harrym. Czy to słuszna decyzja ? W końcu ja też się z kimś całowałam, ale to co innego, bo ja wcale tego nie chciałam. Można powiedzieć, że zostałam do tego zmuszona. Pomyśleć, że chciałam Go za wszelką cenę odnaleźć, byłam mu wierna, myślałam o nim. Liczył się tylko on. A teraz wszystko się skomplikowało.

--------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, że tak długo. Ale jak wróciłam od babci to nie miałam czasu pisać a to ciocia przyjechała, a to opieka nad kuzynką. W roku szkolnym, będę dodawać znacznie mniej rozdziałów. Miłego czytania i proszę o komentarze ♥ Lupinka

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 6. Wyznanie

Byłam cała obolała, nie czułam swojego ciała.  Łzy spływały mi po policzkach. Nie pamiętałam co stało się po tym jak Jake wziął mnie na ręce. Byłam wdzięczna losowi, za opiekuńczość moich przyjaciół. Rękę i nogę miałam zabandażowaną. Co było niesamowite, po mojej bliźnie nie było prawie śladu, to pewnie zasługa Luny i jej talentu do eliksirów. W namiocie nie było nikogo. Próbowałam podnieść się z łóżka, ale na nic były moje starania. Zastanawiałam się kiedy znowu wyruszymy na poszukiwania, wiedziałam na pewno, że nie za szybko, bo Luna i Jake nie pozwolą mi się stąd ruszyć zanim mi się nie polepszy. Cieszyłam się jednak że Luna jest cała i zdrowa. Tak chciałabym wyjść na zewnątrz pooddychać świeżym powietrzem. Chyba zawołam Lunę.
-Luna- powiedziałam tak że ledwo głos wydobył się z moich ust.
Kiedy pojawiła się przy mnie powiedziałam:
-Pomożesz mi wyjść przed namiot? Duszę się tu.
-Oczywiście- powiedziała z troską.
I pomogła mi wstać, udało mi się nawet samodzielnie usiąść pod drzewem.
-Jake z tobą zostanie, a  ja poszukam czegoś do jedzenia- powiedziała Luna.
Zostałam sama z Jake’em , on siedział teraz samotnie za namiotem i jak sądziłam zbierał myśli.  Spojrzał na mnie, odwróciłam wzrok. Wole popatrzeć na oddalone o kilka kilometrów jezioro, było takie piękne.
Nagle niezauważalny Jake zbliżył się do mnie bezszelestnie .
-Jak ty to robisz ?- zapytałam cicho.
Nie odpowiedział uśmiechnął się.
-Wszystko dobrze ? już ci lepiej ?- zapytał.
-Tak, tak o wiele lepiej-skłamałam- Dużo przespałam ?
-Kilka dni, ale…
-Jake, dziękuję ci za wszystko, gdyby nie ty, nie wiem co by się ze mną stało, nie wiem.
Znowu się uśmiechnął.
-Gin…-zaczął-musze ci coś powiedzieć, chciałem wcześniej, ale nie było okazji. Dłużej tak nie mogę. Ja cie kocham ♥
-CO? Nie, nie możesz. Co z Luną, nie rób jej tego. Nie możesz jej skrzywdzić. Nie pozwolę na to.
-Mam z nią być tylko dlatego że ona tego chce ? Moje zdanie się nie liczy ? Mam być nieszczęśliwy tak ?
-Proszę zastanów się, poukładaj sobie wszystko. Ja nie mogę być z tobą, kocham Harrego. Poszukuje go. Zrozum.
-Wiem, ale chce żebyś miała świadomość, że zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym, że zawsze będziesz w moim sercu i będę na ciebie czekał. Dla ciebie postaram się przemyśleć co będzie z naszym związkiem z Luną i postaram się jej nie skrzywdzić .
-Jake, ja…
Nie zdążyłam dokończyć, bo w tym momencie jego wargi musnęły moje. Odepchnęłam go tak mocno jak na to pozwalały moje siły. Był twardy jak skała.
-Jak śmiesz !- krzyknęłam- Zejdź mi z oczu!
Nie pozwoliłam mu na wyjaśnienia. Odszedł przygnębiony,

Czułam się okropnie. Nie przeczę, było miło ale to nie fair w stosunku do Harrego. Tak strasznie było mi żal biednej Luny. Kolejny raz pociekły mi łzy. Coś często mi się to zdarza. Jaki sens ma moje życie skoro, robię przykrość tym na których mi zależy?

------------------------------------------------------------------------
Chciałam na początku złożyć spóźnione życzenia urodzinowe Evannie ♥ Kochamy Cię. 
Fenomenalna aktorka i cudna osoba. 

To już ostatni rozdział, następny pojawi się jak wspominałam ok.23 sierpnia. KOMENTOWAĆ. Miłego czytania :P Lupinka