niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 23. Obietnice.

W tę noc nawiedziły mnie koszmary, jakich nigdy nie widziała moja podświadomość. Kiedy obudziłam się ukazał się kolejny koszmar. Zobaczyłam go na własne oczy. Leżałam na łóżku przykryta atłasową pościelą w kolorze zgniłej zieleni w dormitorium Ślizgonów. Na szczęście w ubraniu. Co za ulga. Pospiesznie wstałam, założyłam buty i już miałam wychodzić, gdy ktoś ograniczył mi przestrzeń.
-Dokąd się wybierasz?- zagrodził mi przejście Caremblow.
-Ja, noo…Co ja tu robiłam?- wymigałam się.
-Zasnęłaś, więc postanowiłem zanieść cię do twojego Pokoju Wspólnego, niestety nie znałem hasła. Zależało mi żeby nikt się o tym nie dowiedział, no i znalazłaś się u mnie.
-Draco mnie widział?- wystraszyłam się.
-Nie wrócił na noc.
Nie spuszczał ze mnie wzroku.
-To co się wczoraj stało…
-Jak mówiłem zadbałem o to żeby nikt się nie dowiedział.
-Jestem ci za to dozgonnie wdzięczna, jednak nie o to chodzi. To ty nie powinieneś się o tym dowiedzieć.
-Nie powinien, ale wiem i mam teraz pretekst żeby się z tobą spotykać i mieć na ciebie oko.
-Skąd ta nagła zmiana?- zrezygnowana usiadłam z powrotem na łóżku.
-Tłumaczyłem ci, że wcześniej nie byłem sobą.- poszedł za moim przykładem i usiadł obok.
Przełknęłam głośno ślinę.
-A teraz jesteś?
-Zdecydowanie, nigdy cię już nie opuszczę Ginny. Oczywiście jeśli tego chcesz.
-Chcę.- odpowiedziałam z przejęciem wtulając się w jego ciepłą skórę.
I nagle przypomniałam sobie dlaczego chciałam tak szybko wyjść.
***
-Nie płacz, to nie zwróci mu życia.- poklepałam przyjaciółkę po plecach- On nie chciałby żebyś to robiła.
-I kto to mówi.- powiedziała przez łzy Luna- Był jedna z nielicznych osób, która nie uważała mnie za dziwaczkę, jak ktoś mógłby zrobić coś tak podłego i go otruć.
-Obiecuję ci i sobie również, że Vivian odpowie za to co uczyniła.
Na chwilę przestała wylewać łzy a w jej oczach pojawiła się nienawiść.
-Głupia idiotka, kretynka, nienawidzę jej. Wiesz, że jej nienawidzę? Już ja ją dopadnę, pożałuje, że to zrobiła! -tylko tyle wyzwisk udało jej się wykrzyczeć, ale i tak byłam z niej dumna. Nigdy wcześniej nie zdobyłaby się na takie słowa.
Poprawiła eleganckim gestem kołnierzyk od szaty.
-Idź do łazienki. Chyba nie wybierzesz się tak na pogrzeb prawda? Wyglądasz jakbyś nie spała co najmniej od tygodnia- zauważyłam.
-Co to zmieni? To również nie przywróci mu życia- odpowiedziała smutno i oddaliła się zostawiając mnie samą.
***
Antonie ma rację to nie koniec świata, trzeba żyć dalej. Darował sobie dalsze pouczanie mnie co do mojej myśli samobójczej. Wiedział jak mi ze wszystkim ciężko i jak staram się wydobywać z siebie uśmiech przez łzy. Od tej pory był ze mną zawsze i wszędzie. Rozmawiał gdy miałam na to ochotę i milczał kiedy nie byłam zbytnio rozmowna. Niewątpliwie taki jest naprawdę i nikt nie jest wstanie go już zmienić, nie teraz. Pocieszający był fakt, że dzięki nam wszystkie domu zjednoczyły się ze sobą. Nie ma już żadnych podziałów. Hogwart jest taki jaki wyobrażałam sobie od zawsze.
            Niechętnie poprawiłam mu Ślizgoński krawat od szaty. Musiałam stanąć na palcach żeby dorównać mu wzrostem. Podniósł głowę do góry, ale wzrok nadal wbity miał we mnie. Nieoczekiwanie złapał mnie za nadgarstki.
-Co się dzieję?- zapytał sadzając mnie sobie na kolana- Chyba nie winisz się za jego śmierć co?- odgarnął mi włosy z czoła- A jednak.
-Może gdybym nie mieszała się w sprawy Melissy nie doszłoby do tego. A teraz jeszcze Vivian może zrobić coś Ronowi.
Skręciło mnie w żołądku na samą myśl .
-To głupie, nie możesz tak o tym myśleć. A co do Rona to mogę ci przyrzec, że nie dopuszczę do tego, by cokolwiek mu się stało. W końcu jest twoim bratem.
Po tych słowach musnął delikatnie moje wargi, zostawiając mnie sama z moimi myślami.
***
Podczas pogrzebu było mi jeszcze gorzej niż gdy pożegnałam ostatni raz mojego przyjaciela. Jego trumna nie była niesiona, jak podejrzewałam przez czarodziejów. Sama unosiła się nad powierzchnią ziemi. Nie zdziwiłam się gdy zdjęcie uśmiechającego się Harrego dryfowało  wśród spadających płatków śniegu. Najnormalniejszą rzeczą w całym pochodzie były palące się świeczki przytwierdzone w równych odstępach na zabitym deskami pudle. Wstrząsnęły mną dreszcze, gdy przypomniałam sobie jak kilka miesięcy temu zobaczyłam tu ducha jego matki. Nogi miałam jak z waty. Jestem pewna, że jeszcze chwila i upadłabym z nadmiaru emocji. Właśnie w tym momencie zdarzyło się coś niebywale dziwnego. Z zamkniętego (jak sądzę) szczelnie sarkofagu wydobył się długi bladoniebieski kształt przypominający trochę ciało, ale jednak bardziej dym. Pomknął szybko ku niebu i zniknął. Usłyszałam krzyki, panikę, wycie otoczonych mnie ludzi. Czy to demon wstąpił w jego puszczone ciało? Czy dusza woli zostać na ziemi i okiełznać tych, do których czuje wstręt? A może chciała pokazać się wszystkim tak, aby zapamiętali ją do końca życia? Nie wiem, ale jestem pewna, że ten incydent zapoczątkuje coś nowego. Niestety nie mogłam dłużej zamartwiać się osobą, która opuściła mnie na zawsze. Muszę zabrać się do treningów, mecz już za dwa dni a ja jestem kapitanem. Tak mogę się nazwać bez żadnego sprzeciwu innych. 
Dwa dni później
Szybko udało mi się znaleźć drugiego pałkarza. Padma Patil zgodziła się bez większych problemów. Z taką drużyną na sto procent zdobędziemy Puchar Domów. Trybuny na boisku powoli się zagęszczały. Przyszedł czas na moją krótką przemowę zwróconą do przyszłych zwycięzców. Siedzieli przebrani w żółto- czerwone stroje podparci na miotłach. Jak widać humor im nie dopisywał, z resztą mnie również. Nie miałam pojęcia jak się do tego zabrać, w końcu spoglądając już setny raz na boisko, naszła mnie wena.
-Kochani, zróbcie to dla niego. Dla najlepszego kapitana w historii quidditcha.- przemówiłam.
-Za Harrego!- krzyknęliśmy razem wstając powoli z ławki.
Oślepiło mi silnie świecące wczesnowiosenne popołudniowe słońce. Przeciwnicy czekali na nas zniecierpliwieni po drugiej stronie stadionu. Antonie podszedł pewnie do pani Hooch próbując ukryć swój przenikliwy uśmieszek.
-Podajcie sobie ręce.- powiedziała dodając- Oczekuję czystej gry. Zawodnicy na miotły.
Zabrzmiał gwizdek, tymczasem z magicznego mikrofonu wydobył się głos Luny.
-Wgramolili się na miotły. Wreszcie. Draco Malfoy już wywinął pierwszego koziołka w poszukiwaniu znicza.
Gra zaczęła się dość spokojnie Ślizgońscy ścigający poruszali się bardzo wolno. Mogłam wyczuć każdy ruch kafla.
-Cóż za podanie Seamus Finnigan podaje kafel do DeanaThomasa. Ron Weasley strzela, albo i nie.
-Lovegood! Weź ty się ogarnij!
-Przepraszam! Tak to jest GOOL!!! Dziesięć do zera dla Gryffindoru.
Jak na obrońcę nie miałam za wiele do roboty. Szczerze mówiąc robiło mi się już trochę nudno.
-Serima odbiła tłuczek wprost na Fay, lecz ta zrobiła unik. O NIE! Nevill żyjesz?! Staranowała szukającego ze swojej drużyny. Cóż za ekscytujący mecz! Antonie przybliża się z kaflem do pętli czy Ginny Weasley da radę? TAK DA! BRAWO! Nieudana interwencja Brandona, kafel w posiadaniu Gryfonów. Kolejny GOOL! Dwadzieścia do zera dla Gryffindoru, znowu. Padma zmuszona była użyć pałki. O MÓJ BOŻE! DO SKRZYDŁA Z NIM! Gdzie jest znicz? Kto pierwszy go złapie? Ktoś go widział? Nevill, Draco bierzcie się do roboty co? Gardło zaczyna mnie boleć. Do tego strasznie się wkręciłam. O WAŻKA! Leć, leć na wolność. Uważaj tłuczek! Ajajaj!
Mecz dłużył się a ja wciąż broniłam jak opętana. Nie dałam im strzelić do żadnej pętli.
-Jest i znicz! Kto zgarnie go jako pierwszy? Chyba to koniec meczu. NEVILL! Gryffindor wygrywa 150 punktami!
Sfrunęliśmy z powrotem na ziemię.Wpadłam moim sportowcom w ramiona. Jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki pogoda od tej pięknej słonecznej zmieniła się w pochmurną zapowiadającą się na deszcz.
-Uciekać! Uciekać! TO KREW!
-----------------------------------------------
Hejka : ) W końcu jestem. Udało mi się napisać powyższy rozdział. Nie wiem czy wam się spodoba. Jest trochę pogmatwany. No, ale trudno :C Miałam tu ostatnio niezłe bagno, wszystkie obrazki z gifami włącznie się jakby wykasowały XD Myślałam, że oszaleję -,- Na szczęście dałam radę i już wszystko w porządku. Mam do was pytanie moi czarodzieje. Czy byłby ktoś chętny, kto miałby ochotę mi pomóc. Mianowicie potrzebuję osoby, która sprawdzałby mi rozdziały, wyszukiwała błędy, doradzała w niektórych sprawach. Pewnie nikt nie będzie chciał, ale warto spróbować. :P Miłego czytania :* Lupinka
+ zaczynam przygodę z nowym blogiem (gatunek fantazy). Zapraszam wszystkich chętnych do czytania. Prolog już jest :D http://niezmienisztegokimjestes.blogspot.com/

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

5 komentarzy:

  1. Ojej! widze że nie tylko ja się zapuściłam z rozdziałami :/ No ale wpadłam w końcu :) Rozdział jak zwykle świetny zwłaszcza końcówka. Jejku taka ciekawa jestem :(( No cóż, czekam niecierpliwię i życzę weny ;*
    POZDRAWIAM <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hey. Nominuję Cię do Liebster Blog Award ;D
    Więcej -> http://lordwody.blogspot.com/p/blog-page.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam szanowną Lupinkę! ;D
    Wcale nie zauważyłaś mojego opóźnienia, nie? ;>

    O cholipcia. Krefki to ja się nie spodziewałam. Zaskoczyłaś mnie, co mnie ogromnie cieszy, bo lubię, kiedy opowiadania są nieprzewidywalne i takie... No takie jak Twoje! ;p
    Krew. poziom intrygi: hard xD
    I ta końcówka spodobała mi się najbardziej w całym rozdziale. Pogrzeb pogrzebem, ale jednak ta krew to jest coś. :3 Bo ona zawsze robi duże wrażenie. ^^
    Quiditch <33 Jest quiditch, jest impreza! No uwielbiam tę grę, więc wiedz, że Cię uwielbiam za to, że ją tu umieściłaś.
    "Niestety nie mogłam dłużej zamartwiać się osobą, która opuściła mnie na zawsze." Bo Harry to taka świnia, która wszystkich opuszcza. I Ginny ma rację. Kim jak kim, ale Potterem nie warto się przejmować :3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię Mystery ♥
      Nie wcale nie zauważyłam :)))
      Quidditch to moje życie ♥
      Szczerze mówiąc jakoś Harrego nie lubiłam od początku :<
      hahaha ^^ twój komentarz poprawił mi nastrój :D bardzo dziękuję i cieszę się, że ci się podoba :3 pozdrawiam :*

      Usuń